czwartek, 19 lipca 2012

W cieniu wspomnień


Witajcie, Kochani! W końcu udało mi się dokończyć tę notkę. Naprawdę w ostatnim czasie ciężko mi było znaleźć chwilę dla pisania i czytania Waszych blogów. Starałam się nadrobić zaległości, ale wiem, że jeszcze nie wszystkie mi się udało. Bardzo Was proszę, w komentarzu napiszcie, jeśli nie odwiedziłam jeszcze Waszego bloga i jeśli nie dodałam któregoś do linków. Bardzo przepraszam za zaniedbanie i przeoczenie.
Z luźniejszych spraw, to Bogu dziękuję za każdy dzień wakacji :D
Em, chyba tylko tyle chciałam napisać. Aha, no chyba każdy wie, dlaczego przeniosłam bloga z Onetu... ;) Z resztą, więcej o tym w "Aktualnościach".
Co do notki jeszcze. Przepraszam za wszystkie błędy, poprawię je później. Teraz nie mam czasu niestety, a i nie specjalnie chcę ponownie czytać tę notkę (nie wyszła tak, jak chciałam... Jak zwykle).
A teraz zapraszam do czytania i komentowania (za każdy komentarz dziękuję serdecznie, każdy jest dla mnie ważny :))
_________________

- Ciągle żałuję, że znów jesteś zajęty – Graciela posłała Toniemu zmysłowy uśmiech, wyzywająco lustrując dokładnie wzrokiem jego usta i ciało, wyobrażając sobie jego każdą nierówność. Chłopak odpowiedział szelmowskim spojrzeniem prosto w jej oczy. – No chyba, że nie robi ci to różnicy – dodała brunetka, kreśląc prostą linię palcem wskazującym wzdłuż jego klatki piersiowej.
- Robi – przyznał Antonio. – Ale przecież ona nie jest…
- Toni! – o ramię chłopaka oparł się nagle Julio, tracąc równowagę i wylewając połowę swojego piwa. – O kurwa… No nic, wezmę następne – szatyn zaśmiał się głośno, próbując utrzymać pion. – Powiem ci, stary, że kto jak kto, ale ty imprezy robić umiesz. To piwo dopiję za twoje zdrowie, żebyś jak najdłużej był w stanie organizować coś tak niesamowitego! – zawołał, przekrzykując głośną muzykę i wypijając do dna resztę alkoholu. – Uwielbiam cię, stary! I ciebie też… yyy… Gabriela! – dodał, ściskając oboje i odchodząc do drugiego pokoju, niemal odbijając się od ścian.
Antonio zaśmiał się odprowadzając go wzrokiem. Graciela pokiwała głową z politowaniem, natychmiast przenosząc spojrzenie czarnych oczu na blondyna.
- Twoja dziewczyna – odezwała się z czymś w rodzaju niedowierzania i pogardy – jest w innym pokoju – zakończyła sugestywnie, wyginając przy tym usta w figlarnym uśmiechu.
Nim jednak Toni zdążył odpowiedzieć, za jego plecami pojawiła się Brisa. Dziewczyna położyła dłoń na jego ramieniu, zwracając na siebie jego uwagę.
- Toni, mogę wam przerwać na sekundę? – spytała spokojnie, dusząc w sobie prawdziwe emocje. Nie potrafiła dłużej znieść jego zachowania. Nie wiedziała, na czym właściwie stoi.
Graciela posłała jej jadowite spojrzenie, pełne wyższości, jakby chciała powiedzieć „on i tak cię zostawi”.
- Coś się stało? – Antonio odwrócił się w stronę Brisy, kładąc dłonie na jej biodrach, jeszcze raz przyznając w myślach, że ma idealną figurę.
- Chciałam z tobą porozmawiać – spojrzała w jego oczy, ponownie próbując odnaleźć w nich to, co widziała, gdy zabrał ją parę dni wcześniej na lody i kawę w jednej z najprzytulniejszych kawiarni w mieście na ich pierwsze spotkanie, które okazało się niezwykle przyjemną randką.
Skinął lekko głową, delikatnie łapiąc jej dłoń i ruszając w stronę niewielkiego tarasu. Zaklął w duchu, bojąc się, że jego plan nie powiedzie się.
Brisa posłusznie szła za nim, trzymając jego dłoń. Mimo wszystko, czuła się przy nim niezwykle bezpiecznie.
Gdy tylko zamknął drzwi tarasu, a muzyka z wnętrza mieszkania dochodziła ich uszu z o wiele mniejszym natężeniem, dziewczyna spojrzała na niego i otworzyła usta, by rozpocząć rozmowę. Widząc jednak jego spojrzenie, nie potrafiła wydobyć z siebie słowa.
- O czym chciałaś porozmawiać? – spytał łagodnie, podchodząc bliżej niej i nakładając na jej ramiona swoją bluzę. Tegoroczna zima należała do wyjątkowo łagodnych, jednak niska temperatura i tak nie sprzyjała spędzaniu czasu na zewnątrz.
- Ja… - zamilkła na chwilę, wtulając się w miękki materiał, przesiąknięty jego zapachem. – Ja chyba nie pasuję do twojego świata. Mamy zupełnie różne podejście do życia i…
- Miałem nadzieję, że to nie ma znaczenia – odezwał się lekko zbolałym głosem, doskonale wchodząc w swoją rolę. – Myślałem, że liczy się coś innego.
Spojrzała w jego oczy, cicho wzdychając.
- Dla mnie się liczy.
- Wątpisz, że dla mnie też? – czekoladowe tęczówki zatrzymały się na jej twarzy. Toni przeczesał nerwowo dłonią włosy, gdy nie otrzymał odpowiedzi. – To przez Gracielę?
- Nie mam prawa mieć do ciebie o nic pretensji – odpowiedziała wymijająco.
- Nic nie zrobiłem – zapewniał, przyjmując najbardziej uczciwy i skruszony ton, na jaki było go stać.
- Wierzę ci – uspokoiła go, wyginając usta w nikłym uśmiechu. – Ale nie tylko o to chodzi. Spójrz na to – ruchem głowy wskazała na jego znajomych, bawiących się w najlepsze w mieszkaniu. Ktoś właśnie zaczął wymiotować do kosza na śmieci, zupełnie ignorowany przez innych, zajętych flirtowaniem, piciem i innymi rozrywkami.
- Przez nich chcesz mnie skreślić? – bardziej stwierdził, niż spytał, spuszczając wzrok.
- To nie tak – zaprzeczyła, biorąc głębszy oddech.
- Co mam zrobić, żebyś ze mną została? – spojrzał w jej oczy zdeterminowany.
Przeniosła bezradny wzrok na jego twarz, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Jest tyle innych dziewczyn, już jutro nie będziesz o mnie pamiętać – powiedziała bez odrobiny wyrzutu, wzruszając lekko ramionami. Chciała dodać coś jeszcze, ale zrezygnowała, wymijając go i łapiąc za klamkę tarasowych drzwi.
Antonio rozpaczliwie szukał w głowie sposobu, by ją zatrzymać. Niewiele myśląc, złapał jej dłoń i przyciągnął ją do siebie, składając na jej delikatnych ustach najczulszy pocałunek, na jaki było go stać w tym momencie. Poczuł, jak na chwilę zesztywniała w jego ramionach. Oparł czoło o jej czoło, patrząc w jej zdezorientowane oczy. W duchu z satysfakcją stwierdził, że pocałował ją jako pierwszy mężczyzna w jej życiu.
- Dlaczego to zrobiłeś? – spytała skołowana, zupełnie zaskoczona jego reakcją.
- Bo nic innego nie przyszło mi do głowy, żeby ci udowodnić, że chcę z tobą być – odpowiedział, będąc pewnym, że właśnie to chciała usłyszeć. Tak jak się spodziewał, zielone tęczówki dziewczyny rozjaśniały ciepłym blaskiem. Położyła dłoń na jego policzku, uśmiechając się delikatnie, lekko zawstydzona, ale wyraźnie szczęśliwa. Nie czekając ani chwili, ponownie zbliżył swoje wargi do jej, zadowolony, że znów osiągnął to, co chciał. W myślach stwierdził, że smak jej ust jest o wiele przyjemniejszy, niż się spodziewał.

- Orgia! – zawołał, chwiejąc się na nogach, Pablo, odrzucając pusty kubek po piwie i chwytając w ramiona Olayę, która natychmiast przywarła do jego ciała, całując go zachłannie.
Toni spojrzał niezbyt przytomnie na otaczające go, zajęte sobą pary, próbując złapać pion i wstać z kanapy, na której siedział, zalanej całą paletą alkoholi. Poczuł na swoich ramionach czyjeś dłonie, uniemożliwiające mu jakikolwiek ruch.
- Dziś jesteś mój – usłyszał znajomy, namiętny głos. Spojrzał w orzechowe oczy Lydii, która usiadła na nim okrakiem, dobierając się do jego koszuli. Uśmiechnął się pod nosem, czując jej usta na swojej szyi. Niewiele myśląc, położył dłonie na jej biodrach, szybko odnajdując jej wargi i całując je zapalczywie. Pokój wciąż wirował przed jego oczami, a odgłosy otaczających ich par dochodziły jego uszu jakby z innego świata. Nie kontrolując swojego ciała, wsunął palce pod jej bluzkę, pieszcząc jej jedwabistą skórę. Dziewczyna w mgnieniu oka pozbyła się jego koszuli, błądząc dłońmi po jego ciele. Westchnęła cicho, oddając się jego dotykowi i pocałunkom. Długo marzyła o tej chwili.
Zapięcie jej stanika łatwo ustąpiło jego dłoniom, uwalniając jej niepospolitych rozmiarów biust. Całował go namiętnie i zachłannie, całkowicie pochłonięty chwilą. Lydia ocierała się o jego ciało, chcąc całkowicie odciągnąć go od realnego świata. Pragnęła mieć go na wyłączność. Dobrze wiedziała, że nie czuł niczego do dziewczyny, z którą się związał z niezrozumiałych dla niej przyczyn. Sama odczuwała jedynie głęboką niechęć w stosunku do Brisy, przez co nie miała nawet najmniejszych wyrzutów sumienia.
Po dłuższej chwili intensywnych i namiętnych pieszczot, przyprawiających oboje o przyjemny zawrót głowy, Lydia zsunęła dłonie po jego torsie, mocując się ze sprzączką jego paska od spodni. Jej ciało błagało o więcej, pragnąc połączyć się z nim w jedno, oddać się nieprzyzwoitemu tańcowi, nie zważając na konsekwencje. W tym jednym momencie liczył się tylko on.
- Nie, czekaj – Antonio szybkim ruchem unieruchomił jej dłonie, odrywając usta od jej rozpalonych warg. Spojrzał na nią, jakby właśnie ktoś wyrwał go z głębokiego letargu.
Bez zbędnych wyjaśnień niemal zrzucił ją z siebie, łapiąc swoją koszulę i ruszając ku drzwiom wyjściowym. Zszokowana dziewczyna wciągnęła na siebie bluzkę, pędząc za nim.
- Co się stało? – spytała, nic nie rozumiejąc. Złapała go za rękę i pociągnęła w swoją stronę, zmuszając go do spojrzenia w jej twarz.
- Mam dziewczynę. Aż tak pijany, żeby o tym zapomnieć, nie jestem – wyjaśnił pospiesznie, uwalniając rękę z jej uścisku. Ignorując jej wołania i krzyki, wyszedł z mieszkania Julia, po drodze potykając się o przepełnioną popielniczkę, porzuconą na środku przedpokoju.
Chwiejnym krokiem, odbijając się o ścianę i barierkę przy schodach, zszedł na parter, próbując uspokoić swoje sumienie. Całym ciężarem ciała naparł na drzwi, chcąc jak najszybciej znaleźć się na świeżym powietrzu. Tuż przed klatką schodową opadł na drewnianą ławkę, próbując choć w małym stopniu dojść do siebie. W duchu przysiągł sobie, że nigdy więcej nie wypije takiej ilości alkoholu, szybko jednak reflektując się, że to tylko płonne nadzieje i przy kolejnej okazji zapomni o tym postanowieniu. Resztkami sił zebrał się w sobie i stanął na nogach, które coraz bardziej odmawiały mu posłuszeństwa. Zamknął oczy, usiłując zorientować się, w którą stronę powinien iść. Zrezygnowany ruszył przed siebie, coraz gorzej radząc sobie z uciszaniem narastających wyrzutów sumienia. Wiedział, że gdyby wypił jedno piwo, czy jednego drinka więcej, nawet nie byłby w stanie uwolnić się z objęć Lydii.
Poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku i przełyku, jakby jakieś zwierzę próbowało wydostać się z jego ciała. Dopadł do najbliższego kosza na śmieci, nie mogąc powstrzymać odruchu wymiotnego. Chwilę później upadł na chodnik, z trudem łapiąc oddech. „Wstawaj i wracaj do domu, kretynie” powiedział do siebie w myślach, próbując wstać.
Sam nie wiedział jakim sposobem chwilę później znalazł się w parku, niedaleko domu Brisy. Z ulgą jednak stwierdził, że ziemia staje się coraz bardziej stabilna, a tancerze tańczący kankana w jego żołądku powoli się uspokajają. Westchnął z rezygnacją, patrząc na swoje brudne, pomięte ubranie. Poczuł odrazę do samego siebie.
- Toni, co ty tu…? – usłyszał za sobą kobiecy głos, na dźwięk którego jego serce drgnęło w dziwny sposób. Odwrócił się, dostrzegając drobną sylwetkę Brisy parę kroków przed sobą. Zaklął siarczyście w myślach. Była ostatnią osobą, którą chciał spotkać w tym momencie, w tym stanie.
- Nic nie mów, wiem – podniósł nieporadnie prawą rękę, jakby przyznając się do winy. Dziewczyna podeszła bliżej niego, nieznacznie krzywiąc się przez odór alkoholu, wciąż bijący od niego. – A ty co tu robisz o tej porze sama? – spytał z troską w głosie, która zaskoczyła jego samego.
- Wracam z nocy filmowej w kinie. Nie pamiętasz, pytałam, czy pójdziesz ze mną? – Brisa zlustrowała wzrokiem jego ubranie, dostrzegając ślady szminki na koszuli. Poczuła bolesne ukłucie w okolicach serca.
- Przepraszam – szepnął, dokładnie odgadując jej myśli. Patrzył, jak wbija spojrzenie zielonych tęczówek w płyty chodnika. Przygryzł dolną wargę, zupełnie nie wiedząc, czego się spodziewać.
- Odprowadzę cię do domu – odezwała się chwilę później, podchodząc bliżej niego i dotykając jego rozciętego policzka. – Co ci się stało? – spytała zaniepokojona, nie potrafiąc jednak zupełnie zakryć bólu, jaki jej sprawił.
- Nie wiem – przyznał szczerze. – Nie wiem, jak tu trafiłem. Za dużo wypiłem i…
- Nie kończ – poprosiła, nie chcąc dowiadywać się szczegółów. Nadzieja na wydobycie z niego człowieka, którym był w głębi duszy, dogasała.
- I wyszedłem stamtąd, nim do czegoś doszło – powiedział szczerze, wskazującym palcem unosząc jej podbródek tak, aby spojrzała w jego oczy. – Naprawdę – zapewniał, wątpiąc, że uwierzy w jego słowa.
Skinęła lekko głową, usiłując nie zwątpić w jego szczerość. Wyraz jego oczu nie pozostawiał jednak żadnych wątpliwości – tym razem naprawdę jej nie okłamywał. Uśmiechnęła się nieznacznie, przybliżając się do jego twarzy.
Poczuł na ustach czuły dotyk jej miękkich warg. Jego wnętrzem zawładnęła nieopisana ulga. Otaczając ją szczelnie ramionami oddał pocałunek. W duchu stwierdził, że jej usta smakują bez porównania lepiej, niż dziewczyn, z którymi spotykał się do tej pory, niż wyuzdane usta Lydii. Dziękował Bogu za ten chwilowy przebłysk zdrowego rozsądku, który powstrzymał go przed zdradą. Jednocześnie z przerażeniem zrozumiał, iż traci kontrolę nad swoim planem.

Pięcioletni blondynek stanął na środku dużego salonu, urządzonego w tradycyjnym, katalońskim stylu. Obok niego pojawił się wysoki, młody mężczyzna, z dumną spoglądający na syna, z radością w oczach czekającego na wspólny występ. Tego dnia babcia Antonia seniora, Carmen, obchodziła osiemdziesiąte urodziny. Wnuk i prawnuk Aurelii postanowili na tę okazję przygotować piosenkę, którą planowali wspólnie zaśpiewać seniorce rodu podczas przyjęcia, na które zjechać miała się cała rodzina.
- Gotowi? – Coralia, młoda kobieta o wyjątkowo łagodnej, okrągłej twarzy i ciepłych, orzechowych oczach, zajrzała do salonu, spoglądając na męża i syna, przygotowujących się do występu. Antonio senior uniósł prawy kciuk w górę, na znak potwierdzenia, drugą dłonią czochrając czuprynkę synka. Ten uśmiechnął się szeroko, z entuzjazmem kiwając potakująco głową. – To dobrze, babcia zaraz będzie – Coralia podeszła do Toniego i klęknęła przy nim. – Miałeś świetny pomysł, kochanie – uśmiechnęła się, całując blondynka w czoło. – Babcia będzie bardzo szczęśliwa.
- A ja? – mąż kobiety spojrzał na nią z wyrzutem. Ona zaśmiała się, zarzucając dłonie na jego kark.
- Cieszę się, że zgodziłeś się na ten występ – szepnęła, delikatnie gładząc szorstki policzek męża. – To na pewno wiele znaczy dla Toniego – dodała ciszej, wykorzystując chwilę nieuwagi chłopca, który z przejęciem poprawiał mankiety czarnej koszuli, kupionej specjalnie na tę okazję.
- Wiem, skarbie – przyznał Antonio senior, wyginając usta w lekkim uśmiechu. – I ja też się cieszę, że wystąpimy razem. Damy czadu, nie synu? – zawołał, łapiąc Toniego w ramiona i robiąc szybki obrót wokół własnej osi. Chłopiec zaśmiał się dźwięcznie, rozkładając ramiona na podobieństwo skrzydeł samolotu.
Coralia spojrzała na swoich roześmianych mężczyzn ze wzruszeniem, czując jak jej serce przepełnia szczęście. Odwróciła się, ukradkiem ocierając napływające do oczu łzy. Była niezwykle wrażliwą kobietą, wyjątkowo skłonną do wzruszeń. Niewiele trzeba było, by wywołać jej łzy.
- Oho, Raul jest głodny – orzekł Antonio senior, słysząc dobiegający z piętra dziecięcy płacz i stawiając starszego syna na podłodze.
- Pójdę go nakarmić – jego żona szybkim krokiem udała się do pokoju czteromiesięcznego dziecka, które z całych sił obwieszczało światu, iż należy mu się sowity posiłek.
Toni złapał dłoń ojca, zadzierając wysoko główkę i patrząc na twarz swojego największego bohatera.
- Tato – zaczął poważnym, dziecinnym głosikiem.
- Tak? – mężczyzna klęknął przy nim, poprawiając niesforny kosmyk blond włosów, opadający na krągłą jeszcze buzię dziecka.
- Jak już będę duży, to będę taki jak ty – oświadczył chłopiec, patrząc ojcu w oczy. Ten uśmiechnął się ze wzruszeniem, przygarniając go do siebie.
- Będziesz jeszcze lepszy – zapewnił syna, z dumą patrząc w jego twarz. Oczami wyobraźni zobaczył dorosłego mężczyznę, uczciwego i  dbającego o rodzinę. Miał wielką nadzieję, że to on zajmie się rodzinnym gospodarstwem i będzie pielęgnował stare tradycje, które tak wiele znaczyły dla rodziny. Był w końcu najstarszym męskim potomkiem w tym pokoleniu.
- Nie da się – powiedział chłopiec, wtulając w ramiona taty.

- Toni? – uszu chłopaka dobiegł znajomy głos, wyrywający go z głębokiego zamyślenia. Ze zdziwieniem stwierdził, że ma łzy w oczach, a słońce już dawno zaszło. Szybkim ruchem otarł oczy, z wymuszonym uśmiechem odwracając się w stronę Lii. – Wszystko w porządku? – spytała zaniepokojona dziewczyna, przyglądając mu się badawczo.
- Tak, wszystko okej – skłamał, siląc się na choćby odrobinę naturalniejszy uśmiech.
- Zniknąłeś na bardzo długo – zauważyła blondynka, usiłując wyczytać cokolwiek z jego oczu. Jak zwykle jednak nie potrafiła niczego w nich dostrzec. – Zaczęliśmy się martwić.
- Niepotrzebnie, po prostu trochę się zamyśliłem – uspokoił ją Antonio, opierając plecami o barierkę tarasu. – To miasto chyba nienajlepiej na mnie wpływa. Za dużo tu niezbyt przyjemnych spraw – dodał, spuszczając wzrok.
- W tym mieszkaniu zamieszkaliście, jak przestałeś mieszkać z ojcem? – po chwili ciszy Lia postanowiła wprowadzić rozmowę na mniej przykre tory. Toni skinął głową w odpowiedzi.
- Wiele się tu wtedy działo – zaśmiał się, wracając myślami do najbardziej szalonych dni swojego życia. – Może wracajmy do reszty? – zaproponował, słysząc dochodzące z mieszkania głosy starych przyjaciół. – Nawet nie podejrzewałem, że aż tak się za nimi stęskniłem – przyznał z lekkim westchnięciem i sentymentalnym uśmiechem.
Lia spojrzała na niego, również wyginając usta w uśmiechu.
- Ciągle nie mogę się nadziwić, że taka przyjaźń może naprawdę istnieć – stwierdziła szczerze, spoglądając na obrączkę, błyszczącą na kciuki blondyna.
- Po prostu jesteśmy cholernymi szczęściarzami, którzy mają tak samo narąbane w głowie – Toni puścił oko dziewczynie, w duchu ponownie dziękując Bogu za ludzi, jakich postawił na jego drodze.
Kiedy Antonio i Lia wrócili do największego pokoju w mieszkaniu, Fran wyciągał z szafki jakieś teczki wszystkich rozmiarów i dość spore pudło.
- Wybacz, Toni, wiem, że mnie zabijesz, ale naprawdę nie mogłem tego wyrzucić – wyznał z miną pobitego szczeniaka, stawiając pakunki na stole.
- Co to niby jest? – blondyn z niemal przerażeniem spojrzał na przyjaciela, woląc nawet się nie zastanawiać, co znajduje się w pudle i teczkach. W jego przekonaniu mogło się tam znajdować niemal wszystko, co w różnym stopniu przywoływałoby bolesne, lub wstydliwe wspomnienia.
Pedro spojrzał na Toniego z wymownym uśmiechem.
- Różowe kajdanki Beatriz, które dała ci na pamiątkę po waszej…
Antonio spiorunował go wzrokiem, natychmiast zamykając mu usta. Pedro wyszczerzył niewinnie zęby, a Lia spojrzała na blondyna z zaskoczeniem.
- Ty jak coś walniesz… - Marga pokiwała głową z powątpiewaniem, uderzając Pedra w potylicę otwartą dłonią.
- Nie patrz tak na mnie, tylko otwórz – zachęcił blondyna Fran, uśmiechając się przyjaźnie.
Toni z niekrytą obawą wziął do ręki teczkę rozmiaru A1. Spoglądając podejrzliwie na przyjaciół otworzył ją i zaniemówił.
- Ja pierniczę – szepnął zszokowany, a jego oczy rozszerzyły się do rozmiarów przeciętnych porcelanowych spodków. – Skąd ty to wziąłeś?
- Z twojego mieszkania, które porzuciłeś parę miesięcy temu – Fran puścił mu oko ucieszony. – Myślałeś, że wyrzucę twoje dzieła? Nie ma mowy! Kiedyś zbijesz na nich fortunę, jak już będą wisieć w muzeach.
- Matko, ja zapomniałem, że w ogóle coś takiego namalowałem. W tych teczkach i pudle są wszystkie moje prace? – spojrzał z niedowierzaniem, mieszającym się z wdzięcznością na przyjaciela. Ten skinął tylko głową na znak potwierdzenia. – I zabrałeś je z mojego mieszkania, zamiast je wyrzucić? – upewnił się, odkładając jeden z obrazów, by wziąć do ręki kolejny.
- Piękne – Lia z niekrytym podziwem przyglądała się doskonałym liniom, uwiecznionym na płótnach. – Kto to? – spytała niepewnie, patrząc na portret, trzymany przez blondyna.
- Brisa – wyjaśnił cicho, tłumiąc gromadzące się w jego wnętrzu uczucia. Pamiętał dokładnie dzień, w którym pozowała mu, siedząc na ławce w jednym z parków Walencji. Była piękna pogoda, oczy dziewczyny błyszczały jeszcze mocniej, gdy odbijały się w nich promienie słońca. Uśmiechała się, patrzyła na niego z niezmienną miłością i czułością. Była szczęśliwa. Oboje byli.
Lia przygryzła lekko dolną wargę, spuszczając wzrok. Musiała przyznać, że Brisa była piękną kobietą, a przynajmniej taką uwiecznił ją Toni. Blondynka przyjrzała się czekoladowym oczom chłopaka, dostrzegając w nich ciągle żywą miłość do zmarłej dziewczyny. Ponownie uderzył w nią fakt, że on nigdy nie zapomni o szczęściu, jakie dała mu ona, ani o uczuciu, jakim się darzyli. Wiedziała, że jeszcze bardzo długo będzie żył wspomnieniami.

Posiadłość rodziny de Ayer, mieszcząca się na obrzeżach Walencji prawie wcale nie zmieniła się przez ostatnie trzy lata, kiedy to Antonio junior widział ją po raz ostatni. Jedynie parę roślin wystrzeliło w górę, próbując sięgnąć nieba. Z podwórka dochodziło to samo szczekanie psa, te same pędy winorośli oplatały ogrodzenie, te same drzewa szumiały w rytm wiatru. Czas zatrzymał się dla tego miejsca. Teraz, gdy po trzech długich, obfitych w najróżniejsze wydarzenia latach Toni przyglądał się tak dobrze znanym sobie murom rodzinnego domu, miał wrażenie, że wrócił do przeszłości. Ze ściśniętym sercem wpatrywał się w jedyne okno, w którym paliło się światło – okno sypialni jego rodziców. Pamiętał, jak jako mały chłopiec przybiegał do tego pokoju rano, budząc rodziców i ciągnąc ojca do stajni, aby zająć się końmi. Mama zawsze witała go czułym całusem i ciepłym spojrzeniem, a tata silnym uściskiem ojcowskich ramion. W tamtych czasach tworzyli zgodną, szczęśliwą rodzinę. Dopiero po latach wszystko zaczęło się psuć.
Chłopak zsiadł z motoru i zdjął kask, ważąc wszystkie za i przeciw. Chciał porozmawiać z ojcem, decyzję o przyjeździe w to miejsce podjął w jednej sekundzie, po rozmowie z Laurą. Dziewczyna opiekowała się swoją młodszą siostrą, odkąd ich mama zmarła, zostawiając je same z ojcem alkoholikiem. Po uzyskaniu pełnoletniości i podjęciu pracy, Laura wniosła sprawę do sądu, uzyskując prawa do opieki nad siostrą. Niedługo później ich ojciec poddał się leczeniu odwykowemu, które za pierwszym razem przerwał. Dziewczyna winiła się o jego przegraną. Postanowiła podać mu dłoń, dzięki czemu jej relacje z ojcem, teraz już od paru miesięcy trzeźwym, znacznie się polepszyły. Powoli znów zaczęli tworzyć wspierającą się rodzinę.
Antonio cieszył się szczęściem przyjaciółki, jednocześnie dostrzegając szansę dla własnej rodziny. Być może nie wszystko było stracone? Postanowił jeszcze raz zawalczyć.

Po trzech latach, pełnych tęsknoty za starszym synem i wyrzutów sumienia, Antonio senior wciąż nie mógł pogodzić się z przeszłością. Pamiętał ostatnią kłótnię z Tonim i wyraz jego oczu, kiedy wypowiedział trzy słowa, których żałował do dziś: „Wynoś się stąd, gówniarzu”. To była ostatnia rzecz, jaką jego syn usłyszał z jego ust. Mężczyzna nienawidził się za to. Nie potrafił jednak przełamać się i porozmawiać z nim, przyznać się do winy. Był zbyt dumny. Wolał w samotności przeżywać wewnętrzną burzę emocji, męczyć się z samym sobą i unikać swojego odbicia w lustrze, niż otwarcie przyznać się do błędu. Miał świadomość, jak głupie i dziecinne jest jego postępowanie. Każdego dnia walczył sam ze sobą, aby wreszcie skontaktować się z Tonim. I każdego dnia stawało się to coraz trudniejsze.
Antonio nie mógł pozbyć się poczucia, że zniszczył i stracił całą rodzinę. Od odejścia żony nie potrafił zaopiekować się należycie synami. Usprawiedliwiał się przed rodziną trudnym charakterem Toniego. A gdy chłopak, nie ze swojej winy, wyprowadził się z domu, mężczyzna zdał sobie sprawę, że zawiódł nie tylko jego, ale i kobietę, którą kochał ponad wszystko, która dała mu dwóch synów i poświęciła dla nich trzech większość swojego i tak zbyt krótkiego życia. Nie wybaczyłaby mu tego, co zrobił, ani tego, że nie potrafił tego naprawić.
Odejście Toniego pociągnęło za sobą dalsze konsekwencje. Antonio senior zaczął unikać kontaktów z resztą rodziny, pojawiał się i zapraszał tylko przy okazji największych świąt i uroczystości. Tradycja była ostatnim elementem, którego nie chciał zaniedbać, który przypominał mu człowieka, którym zwykł być dawno temu. Jego relacje z Raulem także z każdym dniem stawały się coraz gorsze. On także czuł żal do ojca. Doszło także do podziału w dalszej części rodziny – teoretycznie wszyscy, prócz Milagros, siostrzenicy Antonia, zgadzali się z nim i potępiali zachowanie Toniego. W praktyce wszyscy razem i każdy z osobna roztrząsali tę sprawę, zastanawiając się, jak wiele tak naprawdę winy jest w chłopaku, a ile w nich. Nikt jednak nie zrobił nic, by Antonio junior wrócił do rodzinnego domu, czy też chociaż chciał utrzymywać z nimi kontakt. Wszyscy, prócz Mili, zawiedli go.
Ciężkie westchnięcie wydobyło się z ust mężczyzny. Przetarł dłońmi twarz, na której czas zaczął już znaczyć swoje ślady. Tknięty dziwnym przeczuciem spojrzał w stronę okna, ociężale wstając z łóżka, na którym leżały bilety na premierę musicalu „No juegues con mi alma”. Powoli podszedł do zimnej szyby, wbijając wciąż doskonały wzrok w ciemność, pochłaniającą całe miasto.
- Mój Boże – szepnął z niedowierzaniem, przecierając oczy. – To… to niemożliwe – wyjąkał, wpatrując się w szczupłą postać, stojącą przy srebrnym motorze. Znał tę maszynę, należała do jednego z najlepszych przyjaciół Toniego. Natomiast ta postać… - Toni – do oczu mężczyzny automatycznie napłynęły łzy.

Serce chłopaka zabiło gwałtownie, po czym na chwilę całkiem zamarło. Nie był w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Bez trudu rozpoznał sylwetkę ojca, stojącego jak zaklęty w oknie sypialni. Toni przełknął nerwowo ślinę, nie wiedząc, co zrobić. Walka w jego sercu rozgorzała na nowo. Chwilę, trwającą w jego odczuciu całą wieczność, wpatrywał się, jak czuł, w oczy ojca. Choć nie mógł tego widzieć, był pewien, że ich spojrzenia skrzyżowały się. Jego serce ścisnął ogromny żal, ból i tęsknota. Łzy cisnęły się pod zmęczone powieki, dłonie zaczęły drżeć.

Otarł łzy wierzchem dłoni, szybkim ruchem odwracając się od okna i wybiegając z pokoju. Nie zgasił nawet światła, choć od zawsze miał to w zwyczaju. Najszybciej, jak tylko mógł, zbiegał po schodach, chcąc jak najprędzej znaleźć się przy bramie wjazdowej, otworzyć ją i uścisnąć swojego pierworodnego syna. Ojcowskie serce przepełnione było tylko tym jednym pragnieniem – po trzech latach w końcu móc po prostu przytulić swoje dziecko. W tym momencie nie liczyło się żadne nieporozumienie.

Postać w oknie nagle zniknęła. Toni potrząsnął głową, jakby właśnie wybudził się z dziwnego amoku. Chwilę z nadzieją wpatrywał się w okno, czekając, aż zapanuje w nim ciemność, a chwilę później rozjaśniają szybki drzwi wejściowych. Jego ojciec nigdy nie zostawiał światła w pomieszczeniu, które opuszczał, natomiast zawsze zapalał je w tym, do którego wchodził. Jasność jednak wciąż gościła w sypialni rodziców chłopaka, uparcie nie chcąc zawitać nigdzie indziej. Blondyn pokiwał głową, wzdychając cicho. Usta wykrzywił w ironicznym uśmieszku, pełnym pogardy dla samego siebie. „Na co liczyłeś, głąbie?” spytał samego siebie w myślach, wsiadając na motor. Wściekły ryk silnika przeciął zalegającą ciszę, zaraz po nim rozległ się pisk palonej gumy.

Pchnął drzwi z całej siły, wypadając na podwórko, otaczające dom, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wykwitł na jego twarzy na myśl, że zaraz zobaczy swojego syna. Szybkim krokiem ruszył w stronę bramy, a jego serce tańczyło dziki taniec. Jego uszu doszedł dźwięk silnika i pisk opon. Stanął jak zamurowany, rozglądając się nerwowo. Chwilę później biegł już w stronę miejsca, w którym widział postać syna. Gdy się tam znalazł, jedynym, co pozostało, były ślady opon. Jedyny dowód na to, że zmęczony wyrzutami sumienia i tęsknotą umysł mężczyzny nie zaczął płatać mu okrutnych figli. Antonio złapał się za głowę, z oddali słysząc jeszcze dźwięk odjeżdżającego motoru. Opadł na kolana, zanosząc się płaczem. Ponownie stracił swoją szansę.

14 komentarzy:

  1. No nie! Jak możesz być taka okrutna...? Już byłam pewna, że Toni spotka się z ojcem, że pogada z nim, że się pogodzą... A tu takie coś! Skandal ;p Mam nadzieję, że jeszcze będą mieli okazję porozmawiać, że w końcu się dogadają. :) Gdyby Toni poczekał choć kilkanaście sekund dłużej to wszystko potoczyłoby się inaczej...
    Ucieszyło mnie, że dałaś ten fragment o Brisie. Jest niezwykła osobą i uwielbiam o niej czytać ;) No i ten fragment z małym Tonim :D Był naprawdę przeuroczym dzieckiem, kojarzy mi się z małym Jamesem Potterem ;D
    Notka świetna, strasznie się ucieszyłam jak zobaczyłam powiadomienie ;) Bardzo miło było znów zagłębić się w tej historii, w twoim wspaniałym stylu...
    Ściskam i życzę duuużo weny,
    Taa Zwariowanaa
    PS. Będę się podpisywać nickiem "Rika" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja? Okrutna? No cooo Ty... ;D Hehe, okrutna to dopiero będę ]:-> Ale wszystko po kolei ;D
      Sprawa z ojcem musi się trochę przeciągnąć, chyba się nie spodziewasz, że tu wszystko pójdzie z płatka? ;D Nie, nie, to by nie mogło być życie Toniego xD
      O Brisie jeszcze sporo będzie, mam nadzieję, że dalej będzie Ci się podobać :) O małym Tonim też pewnie nie raz napiszę ^^
      Mam nadzieję, że teraz już nie będę mieć takich przestoi ;) I liczę na to, że szybko coś przeczytam u Ciebie! :)
      Również ściskam! :)

      Usuń
  2. No nieeee! Jak mogłaś! JA już się cieszyłam, że oni się pogodzą, przytulą w silnym uścisku pełnym tęsknoty, że wszystko będzie dobrze! A tu nie! Idiota z Ciebie Antonio junior, gdzie Ci się tak śpieszy, BOZE! Zdenerwowałaś mnie i Toni również XD
    Kobieto! Jakie Ty emocje potrafisz wywołać u czytelnika to tylko Ci zazdroszczę z całego zazdrosnego serca! Normalnie była nadzieja i prysła mi! Mówisz, że nudne? KURDE, ja Ci dam nudne, ten rozdział był chyba najlepszym do tej pory. normalnie Ciebie to tylko zabić i poćwiartować i na odwrót! Ja już chcę kolejny rozdział, bo umrę, serio! :C
    Wspomnienia świetna! Gdzieś tam było powtórzenie, gdzieś coś umknęło, ale były idealne. Stary Toni był naprawdę,hmm, dziwny. Bo on ją kochał tak? Ale i jednak zachowywał się jak idiota, jak zwyczajny dziwkarz! Brisa była jakimś aniołem,bo to normalnie ja bym nie wytrzymała, a ona... taka pełna miłości, zrozumienia, cierpiała w samotności, łe :c
    Zakochałam się w tym rozdziale i jak najszybciej chcę widzieć kolejny, ale pewnie doczekam się dopiero za miesiąc, eeech :C PIĘKNIE jest! :3
    wybacz,że nie stać mnie na nic lepszego, ale po prostu PRZESADZIŁAŚ XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam Twoje komentarze xD Widzę, że wszyscy będą mnie besztać za końcówkę... xD Ale spokojnie, mam fajny plan w zanadrzu ;D
      Zabić? Poćwiartować? Kobieto, nie pisz mi tak, bo ucieknę i żadnego odcinka nie będzie! xD
      Stary Toni, umówmy się, był dziwkarzem. I to strasznym. I nie tylko. Ale o tym dopiero popiszę. A czy kochał Brisę wtedy? Na swój sposób. O tym też w kolejnych odcinkach.
      Postaram się, ale nie obiecuję, szybko napisać kolejny ;)
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Haha! No bo był i był głuuupi! No właśnie ta jego miłość była...specjalna XD i w ogóle on mówił o jakimś planie i mnie ciekawi o co chodzi! :C
      Ech,ech, a ja kocham Twoje komcie na równi z rozdziałami! :C

      Usuń
    3. Był baaaardzo głupi ;) Ale przynajmniej jest tego świadomy, to chyba dobrze? xD
      Plan? Za jakieś dwa odcinki może się pojawi, o co w nim chodziło ^^ Ale nie obiecuję. Może i w następnym, ciężko przewidzieć ^^

      Usuń
  3. Kurde! Możesz mi powiedzieć, dlaczego ja czułam, że ty tak gładko przez to nie przejdziesz? Normalnie udusić i wyrzucić do morza w czarnym worku. I żeby nie było - to jest groźba ^^
    Co zaś tyczy się rozdziału. Jak zawsze genialny. Uwielbiam Brisę, więc początek spodobał mi się najbardziej. Kojarzy się mi się z aniołem. Takim stróżem, który odmienił naszego buntownika. Naprawdę nie mam pojęcia jak ta dwójka znalazła wspólny język, ale dobrze się stało.
    Aha! Miałam wspomnieć, że idealnie dobrałaś fragmenty w końcówce. Wszytko dało taki efekt, że aż chce mi się klaskać nad twoim geniuszem.
    I przestań marudzić, że ci się nie podoba, bo świetnie piszesz! ;D

    P.S.Nie wiem czy cię to zainteresuje, ale prowadzę nowego bloga - www.imperium-kobiet.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no zamknę się w sobie przez te wszystkie groźby i już nie napiszę, o. xD
      Jeśli chodzi o Brisę i Toniego, poznacie całą ich smutną historię może nawet całkiem niedługo ;)
      Dziękuję :) Cieszę się, że Ci się podobało :)
      Tak, byłam nawet na nim, ale jako że nie jestem feministką, muszę się zebrać w sobie, żeby przeczytać. Mogę obiecać, że spróbuję, a nóż mi się spodoba :D
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Pf... Ty mi tutaj nie odgrażaj się i pisz, o! Bo to "niedługo" coś nie chce nadejść.

      Ja za to jestem feministką pełną gębą i ludzie wciąż mi to wypominają. Ale postanowiłam wszystkim na przekór zrobić i pokazać, że skrajny feminizm to już przesada ^^ Cóż... jestem dziwna i muszę z tym żyć. ;D

      Usuń
  4. zaczynam od końca, ale to tylko dlatego, że pomimo tego iż spodziewałam się, zakończenia o i tak wywarło na mnie duże wrażenie i do końca wstrzymywałam oddech. Szkoda mi ich obojga, ale mam nadzieję, że szybko się pogodzą, w końcu senior ma kupione bilety ^^
    Co do reszty, cóż ja mogę powiedzieć... Fajne jest to, że robisz takie retrospekcje, bo dzięki temu można się wiele dowiedzieć o postaciach, a już na pewno wiele ciekawego o samym Tonim, a przede wszystkim dlaczego jest taki a nie inny. Tak uwielbiam twojego bloga i generalnie nie mam żadnych 'ale' ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie zauważyłaś żadnego "ale", choć podejrzewam, że wiele by się znalazło ;)
      Czy się pogodzą? Być może tak, być może nie. Jeszcze wiele się stanie ;)

      Usuń
  5. Ja chcę więceeeeej!
    Już myślałam, że Toni i jego ojciec się pogodzą, wpadną sobie ze łzami w ramiona, wyjaśnią wszystko, wybaczą... a tutaj, tylko głośny ryk silnika i pisk opon... :'/
    Coraz bardziej zakochuję się w tej historii. To jest magia, lecz zupełnie niemagiczna, taka magia wspomnień i miłości. Najpiękniejsza.
    I wciąż sobie zadaję pytanie - jak Ty to robisz, że potrafisz wszystko tak cudownie opisać? Zawsze czuję się, jakbym była Tonim, Brisą lub Lią, albo kimkolwiek, kogo opisujesz. Czuję się jak w innym wymiarze, nawet siedząc w holu hotelowym, pełnym hałasujących ludzi. Z jednego miejsca przenosisz mnie na drugie, i zawsze tak idealnie. Może to głupie i bez sensu, ale to mnie zachwyca i sądzę, że jest naprawdę genialne.
    I jeszcze raz - pragnę więcej! Więcej Toniego, Lii, June, Consueli, Antoniego seniora... To działa na mnie jak narkotyk. Wpadam w uzależnienie. Kocham tę historię...
    Mam nadzieję, że szybko coś napiszesz!
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, i miłych wakacji :) (ja to zawsze o czym zapomnę).

      Usuń
    2. Heh, no niestety, nie mogłam tego rozwiązać tak szybko ^^ Nie byłabym sobą ;D
      Dziękuję za miłe słowa :) Cieszę się, że tak odbierasz moją "twórczość".
      Postaram się zaraz wziąć za pisanie :)
      Pozdrawiam serdecznie i również życzę udanych wakacji! :)

      Usuń