poniedziałek, 16 lipca 2012

Tajemnice


Słońce nad Madrytem świeciło pełnią swego blasku, zalewając nim wszystkie najpiękniejsze zakątki miasta. Tylko niektóre miejsca chroniły się przed upałem, kryjąc w cieniu palm, cyprysów, a także zabytkowych murów starówki. Anonimowe tłumy ludzi na ulicach powoli się przerzedzały, zwiastując nadchodzący wielkimi krokami czas sjesty. Pod domami, usytuowanymi w urokliwych dzielnicach na obrzeżach stolicy, pojawiało się coraz więcej samochodów, których właściciele jak najszybciej chcieli znaleźć się przy stołach, na których czekały już wspaniałe obiady, lub w swoich łóżkach, by wykorzystać przerwę w pracy na odpoczynek.
Rodzina de la Fuente nie zamierzała bynajmniej iść w ślady sąsiadów. Jej zaskoczeni członkowie wpatrywali się w swojego gościa, Antonia.
Chłopak także był w zupełnym szoku. Wiedział, że przeprowadzka do Madrytu przyniesie wiele przygód i zmian, był przygotowany na nie jedną niespodziankę, jednak miał nadzieję, że w tym miejscu da radę odciąć się od przeszłości. Ta jednak usilnie deptała mu po piętach, a los ukazywał mu swą ironię w najczystszej i najbardziej wyrafinowanej postaci. Zrozpaczony zaczął zastanawiać się, czy wrodzinnym mieście nie byłby bardziej anonimowy, niż w stolicy. Nie mógł uwierzyć, że kobieta, która w szkole średniej uczyła go śpiewu, była ciotką dwóch tancerek z musicalu, z którymi zdążył się już zaprzyjaźnić najmocniej z całej obsady. Obawiał się, że nauczycielka opowie im o wszystkim, co tak rozpaczliwie próbował ukryć, o czym starał się zapomnieć.
- Uczyłaś Toniego? – wydukała Lia, przenosząc spojrzenie szeroko otwartych oczu z Toniego na ciotkę i z powrotem.
- Byłam jego wychowawczynią – ciotka Donella zaśmiała się wdzięcznie, przypatrując  chłopakowi. – June, skocz po Raula, brata Toniego, nie ma mowy, żeby nie zostali! – zawołała ucieszona. – Mój Boże, ale ty wydoroślałeś… a zupełnie jakbyś wczoraj skończył szkołę!
June zaśmiała się pod nosem, wychodząc z domu. Sama także była w szoku, jednak coś podpowiadało jej, że ten dzień spędzą w bardzo miłej atmosferze. Widziała w tym także kolejną okazję dla Lii, aby mogła zwrócić na siebie uwagę Toniego. Miała też nadzieję, zupełnie jak młodsza siostra, że dzięki ciotce, uda się im dowiedzieć czegoś więcej o tym tajemniczym chłopaku.
Gdy wyszła przed dom, od razu zauważyła nastolatka, siedzącego na motorze Antonia, tuż za bramą. Podbiegła do niego, przedstawiając się i zapraszając go do środka.

- Szkoda, że Raul nie poszedł w twoje ślady i wybrał inną szkołę – z pomalowanych soczyście czerwoną szminką ust ciotki Donelli nie schodził uśmiech. – Swoją drogą, przyjechał do ciebie na wakacje, tak?
- Tak, na parę dni. Uciekł ojcu – Toni zaśmiał się krótko, jednocześnie posyłając kobiecie porozumiewawcze spojrzenie. Ona skinęła głową z lekkim uśmiechem, rozumiejąc, że chłopak nie żartuje. Zwróciła wzrok w stronę wejścia do salonu,w którym pojawiła się June, prowadząca zawstydzonego Raula. Chłopak nie był podobnydo starszego brata; był  nieco niższy, miał ciemne włosy, trochę cherlawą posturę. Główną jednak różnicę między nimi stanowiły oczy. Oczy Raula były mniejsze, o ton jaśniejsze, a przede wszystkim nie kryły w sobie takiego smutku, bólu, ani tajemnicy, jak oczy Toniego.
- Nie stójcie tak, siadajcie – odezwała się Lia, kiedy jej rodzina powitała już obu chłopaków. Sama zajęła miejsce koło blondyna, co sprawnie umożliwiły jej siostra i kuzynki.
- Jaki ten świat mały – uśmiechnęła się Jennifer, częstując gości swoim wypiekiem i pyszną, aromatyczną kawą.
- Niesamowicie – przyznał Antonio, powstrzymując ciężkie westchnięcie. Nie czuł się komfortowo wiedząc, że siedzi naprzeciwko osoby, mogącej z powodzeniem napisać całkiem obszerną jego biografię. W duchu liczył na jej dyskrecję, a właściwie modlił się, by kobieta nie zmieniła się na tej płaszczyźnie. Kiedyś nie miał wątpliwości, że można było jej powierzyć każdą tajemnicę. Teraz nie był pewien nikogo, prócz piątki najbliższych przyjaciół. Tylko im ufał.
- Ale mam nadzieję, że nie przeszkodziliśmy wam w jakichś ważnych sprawach? – ciotka Donella, wciąż podekscytowana i rozanielona widokiem starego ucznia, spojrzała na niego i jego brata, mając nadzieję otrzymać przeczącą odpowiedź.
- Nie, nie mieliśmy skonkretyzowanych planów – uspokoił ją Toni, zerkając na Raula, który najwyraźniej ochłonął po pierwszym szoku i trochę się rozluźnił.
- Mieliśmy tylko poszukać jakiegoś samochodu dla Toniego – uzupełnił młodszy chłopak z naturalną sobie prostotą. Nigdy nie był tak dyskretny, ani skryty jakjego starszy brat, za co nie raz mu się obrywało. Miał stanowczo za długi język.
- Chcesz kupić samochód? Mówiłeś, że motor ci starczy – June spojrzała na blondyna znad filiżanki kawy, przypominając sobie jedną z wielu rozmów na tematy motoryzacyjne.
- Bo na co dzień mi starczy, ale nawet głupia wizyta z psem u weterynarza po szczepienie staje się problematyczna. Nie mówiąc o jakimś wypadzie w więcej, niż dwie osoby.
- Strasznie ubolewałem nad tym, że przepisowo można przewozić tylko jednego pasażera – westchnął Armando, z czułością wspominając swój pierwszy motor.
- Tak, tak, wiemy, jak kochasz motocykle i jak po ślubie nie mogłeś się pogodzić z tym, że rodziny na nich nie przewieziesz – Jennifer wręczyła mężowi do rąk talerzyk z ciastem, dając mu do zrozumienia, że nie powinien rozwijać tego tematu. Mężczyzna spojrzał na nią zbolałym wzrokiem, posłusznie biorąc do ust kęs wypieku, tym samym wywołując śmiech zebranych.
- Mamo, motory są najlepsze – June uśmiechnęła się szeroko, stając w obronie ojca.
- Zaczyna się – mruknęła Salia, opierając głowę na otwartej dłoni.
- O, widzisz, kochanie, jaką mamy mądrą córkę? – Armando objął ramieniem krótkowłosą blondynkę, puszczając jej oko. Jennifer przewróciła oczami z lekkim uśmiechem na malinowych ustach.
Antonio mimowolnie wygiął wargi w delikatnym uśmiechu, nie mogąc uwierzyć, że takie rodziny ciągle istnieją na świecie. Sam już dawno odzwyczaił się od takich scen, jak ta, którą miał okazję teraz oglądać. Młode serce znów ścisnął nazbyt znajomy żal. Gdyby tylko jego mama żyła, jego dom wyglądałby podobnie. Byłby równie pełen miłości, ciepła i wzajemnego zrozumienia, co dom Lii i June. Wgłębi duszy zazdrościł obu dziewczynom. Z drugiej jednak strony zastanawiał się, czy potrafiłby jeszcze funkcjonować w takim środowisku. Bał się, że za bardzo odwykł od tak bliskich kontaktów z ludźmi, w dodatku za każdym razem, kiedy dopuszczał do siebie myśl o stworzeniu związku, czy też cudem osiągniętego porozumienia z rodziną, ogarniał go niewymowny strach przed cierpieniem i utratą. Samotność stała się dla niego bezpieczna.
- Właściwie kiedy się przeprowadziłeś do Madrytu? – z zamyślenia wyrwał go znajomy, ciepły kobiecy głos. Podniósł wzrok na swoją wychowawczynię z czasów szkolnych, szybko analizując w myślach jej pytanie. – Pamiętam, jak spotkałam Pedra i powiedział mi, że już nie mieszkasz w Walencji. Był tym dziwnie przerażony – zaśmiała się lekko, jednocześnie przypatrując się badawczo chłopakowi.
- Niedawno, jakoś w maju tu przyjechałem – Toni uśmiechnął się lekko, zastanawiając, co tak naprawdę powiedział Pedro. – A Pedro jest przerażony każdą, najmniejszą zmianą w moim życiu – dodał ze śmiechem.
- Chyba za dobrze cię zna – ciotka Donella puściła mu oko, unosząc kącik ust.
- Na jego miejscu też bym się bał twoich pomysłów – Raul odchrząknął znacząco, chichocząc.
- Ja tam nie widzę nic strasznego w moich pomysłach – Antonio wzruszył ramionami, dając kuksańca bratu. Ponownie zastanawiał się, dlaczego zawsze staje się głównym tematem rozmów, choć wcale tego nie chce.
- Miałeś wspaniałe pomysły na przedstawienia w szkole – przyznała ciotka Donella. – A o innych może się nie wypowiem – dodała ze śmiechem. – Ale wyobraźni nigdy ci nie brakowało.
- Nie mówiłeś, że chodziłeś do artystycznej szkoły – Lia spojrzała na niego parą błękitnych oczu, przez spojrzenie których uśmiech sam pchał się na jego twarz.
- Nie? – zdziwił się chłopak, próbując sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek rozmawiali o szkolnych czasach. – Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to była fajna szkoła.
- Z perspektywy czasu? – ciotka Donella uniosła jedną brew, wpatrując się w niego niemal oskarżycielsko, z rozrzewnieniem przytaczając różne anegdoty z lat, w których była wychowawczynią klasy Toniego. Blondyn uzupełniał jej opowieści, z miną niewiniątka próbując usprawiedliwić siebie i przyjaciół. Rodzina de la Fuente zaśmiewała się do łez, słuchając opowieści o tym na przykład, jak klasa wyniosła biurko nauczyciela przed klasę, barykadując drzwi i żądając sprawiedliwego oceniania, czy jak Toni z czwórką przyjaciół rozkręcił potańcówkę na środku szkolnego hallu, ogłaszając strajk przeciwko lekcjom. Ciotka Donella nie zapomniała także wspomnieć o tym, że Toni niezbyt chętnie odnosił się do konwencjonalnej sztuki, a jego prace zaliczeniowe z rysunku, malarstwa i fotografii zawsze czymś szokowały.
- Raz nawet zrobił replikę „Schujowacenia mózgowia” Witkacego, ale uznał, że… co ty wtedy powiedziałeś? Że to zbyt mało wymagająca falsyfikacja sztuki?
- Coś takiego. Ale po prostu chciałem się wytłumaczyć, bo zwyczajnie zabrakło mi czasu na zrobienie porządnej pracy, a to było najszybsze i najprostsze, co wpadło mi do głowy. Naprawdę głupio mi było to oddać – zaśmiał się Toni, wspominając minę nauczycielki malarstwa. – Poza tym dalej mimo wszystko uważam, że Witkacy był wielkim artystą. A że czasem malował i pisał na haju, czy dobrze wstawiony… W gruncie rzeczy świetnie oddawał prawdziwe oblicze ludzi i świata. A ja musiałem znaleźć wytłumaczenie, dlaczego nie oddałem czegoś bardziej skomplikowanego i mniej… szokującego, więc wymyśliłem bajeczkę, że chciałem zaprezentować mniej wymagający, ale bardziej ekscentryczny rodzaj sztuki.
- Talent do wymówek miał równie wielki, jak do malowania, rozumiem? – zaśmiała się June, w duchu przyznając, że bardzo chciałaby zobaczyć prace chłopaka.
- On ma mnóstwo talentów – ciotka Donella uśmiechnęła się ciepło. – Był strasznym łobuzem, ale we wszystko się angażował i potrafił pociągnąć za sobą innych. Nigdy nie zapomnę tego programu na Dzień Matki, który ułożyliście z Vanesą. Piękniejszego nie widziałam – kobieta rozmarzyła się, a jej oczy zaszły mgłą wzruszenia.
- Twoja mama musiała być zachwycona – Jennifer uśmiechnęła się ciepło do blondyna. Przez całą rozmowę obserwowała też swoją młodszą córkę, nie mając wątpliwości, że Antonio całkowicie ją zafascynował. Sama także bardzo polubiła tego chłopaka. Patrząc na niego, widziała osobę wyjątkowo wrażliwą, mimo zadziornych iskierek w oczach, zakrywających daleki smutek. Wzbudzał w niej dziwną chęć otoczenia go odrobiną ciepła i opieki. Miała wrażenie, że bardzo mu tego brakuje.
- Nie widziała tego przedstawienia – słowa wyprzedziły myśli Toniego, zaskakując jego samego swoją szczerością. – Zmarła dwa miesiące wcześniej – uzupełnił, zmuszony do wyjaśnienia poprzedniego zdania.
- Mój Boże, przepraszam – Jennifer spojrzała na niego ze współczuciem i troską,wyrzucając sobie swoją niedelikatność.
Lia westchnęła cicho, z całego serca współczując obu braciom. Nie wyobrażała sobie, że mogłoby zabraknąć na świecie jej mamy, którą tak mocno kochała. Toni i Raul byli jeszcze dziećmi, kiedy zabrakło im najważniejszej osoby w życiu każdego człowieka. Dziewczyna nie mogła pojąć, dlaczego ten świat jest tak niesprawiedliwy.
- W porządku – Toni uśmiechnął się delikatnie, mając nadzieję, że nikt nie będzie się starał ciągnąć tego tematu.
- Raul jest do niej bardzo podobny – ciotka Donella spojrzała na nastolatka, posyłając mu pełne ciepła spojrzenie.
- A Toni to cały tata – brunet wyszczerzył zęby do brata, patrząc na niego wymownie.
- Tylko z wyglądu – uciął blondyn, spoglądając ostrzegawczo na Raula. Nie miał ochoty rozmawiać o sobie, ani swojej rodzinie. – Za to June i Lia są niesamowicie podobne do pani – dodał, uśmiechając się do Jennifer, która z czułością przyjrzała się swoim córkom. Nim zdążyła odpowiedzieć, rozdzwonił się telefon Antonia. Przeprosił rodzinę swoich przyjaciółek i wyszedł do przedpokoju. Zgromadzone kobiety odprowadziły go ciepłymi uśmiechami.
- Żartujesz?! – po krótkiej chwili uradowany głos Toniego dobiegł uszu rodziny de la Fuente.
- Już się boję, z czego się tak ucieszył – westchnął ze zrezygnowaniem Raul, wywołując rozbawienie na twarzach zebranych. Odpowiedź nadeszła chwilę później, kiedy uśmiechnięty od ucha do ucha blondyn wrócił do salonu, chowając telefon do kieszeni spodni.
- Mili jest w ciąży – oświadczył bratu, siadając między nim i Lią.
- Naprawdę?! – Raul spojrzał na niego wielkimi oczyma, łapiąc się za głowę. – Będę wujkiem! – zawołał ucieszony.
Lia poczuła, jak ziemia osuwa się jej spod nóg. Była pewna, że Mili to dziewczyna Toniego, a on sam zostanie ojcem. Wymusiła zniekształcony uśmiech na bladej twarzy, jednocześnie czując, jak za powiekami jej błękitnych oczu gromadzą się łzy.
- Gratuluję – June uśmiechnęła się do chłopaka, wysnuwając podobne wnioski do siostry. On spojrzał na nią zaskoczony, marszcząc lekko brwi. Ułamek sekundy później roześmiał się, kiwając przecząco głową.
- Mili to nasza kuzynka – wyjaśnił, dyskretnie przyglądając się zmianom na twarzy Lii.
- O matko, też pomyślałam, że będziesz tatą – zaśmiała się ciotka Donella, automatycznie przypominając sobie Antonia, jako nastolatka.
- Nie, dzięki Bogu nie – uśmiechnął się lekko, rozbawiony miną Lii. – Poza tym mam nadzieję, że dowiedziałbym się o tym inaczej, nie przez telefon.
- No to chyba nie byłby najlepszy sposób na dowiedzenie się o swoim dziecku. A tak właściwie, wybierasz się na dzisiejszą imprezę w teatrze? – zagadnęła June, chcąc dać czas na ochłonięcie swojej siostrze.
- O właśnie, idziesz? – Lia spojrzała na niego z nadzieją. Poprzedniego dnia, korzystając z wolnego czasu, zyskanego dzięki awarii w teatrze, wybrała się z siostrą na zakupy, poszukując czegoś, co pozwoli jej olśnić blondyna na sobotniej imprezie, zorganizowanej przez Rodriga dla obsady musicalu.
- Consuela ci nie daruje, jak się nie pojawisz – June posłała mu wymowne spojrzenie, chichocząc pod nosem. Antonio popatrzył na nią zrezygnowany.
- Raczej Perla – mruknął niechętnie. – Obiecałem jej, że przyjdę. Ale chyba będę musiał złamać obietnicę, nie zostawię młodego w domu samego.
- Możesz mnie odstawić do Mili, jak się boisz, że ci dom zdemoluję – odezwał się niewinnie Raul, szczerząc zęby.
- Od demolowania to raczej nie ty byłeś, co? – zaśmiała się ciotka Donella, uśmiechając znacząco. Tym razem to Antonio uśmiechnął się niewinnie, jak mały łobuz, nakryty na gorącym uczynku. – A koło ciebie ciągle tyle kobiet się kręci– dodała, przyglądając się byłemu uczniowi, kiwając głową. – Jak w szkole, co? Zawsze miał niesamowite powodzenie. A jak jeszcze wpadli z Franem, jego przyjacielem – opowiadała rodzinie, kątem oka obserwując blondyna, – na pomysł, żeby zrobić mini striptiz na akademii, cała szkoła dla nich oszalała.
Toni przymknął oczy z cichym jękiem.
- Byłem okropny – przyznał, rozkładając ręce w geście poddania. – Ale zdjęliśmy tylko koszulki i w dodatku nie tylko my.
- No tak, po was to już poszło jak domino – nauczycielka roześmiała się głośno, razem z resztą rodziny. Lia i Salia mimowolnie wyobraziły sobie Antonia robiącego striptiz. Na twarzy blondynki wykwitły rumieńce, koloru dojrzałej piwonii.
Reszta popołudnia upłynęła na przyjemnej rozmowie, co chwila przerywanej salwami śmiechu. Rodzina Lii i June szalenie polubiła ich przyjaciela i jego brata, z resztą ze wzajemnością. Ku uldze Antonia, temat jego osoby nie był już tak silnie poruszany. Chłopak szczególnie dobrze rozumiał się z Armandem, z którym dzielił wiele zainteresowań i Salią, która potrafiła jednym zdaniem rozśmieszyćgo niemal do łez. Do Renaty zapałał zdecydowanie mniejszą sympatią. Wydawała mu się sztuczna, zmanierowana i sztywna, a tego szczerze nienawidził. Lia przyglądała mu się całe popołudnie, wyobrażając sobie, że przyprowadza go domu rodziców jako swojego chłopaka. Nie miała wątpliwości, że cała rodzina przyjęłaby go niezwykle ciepło. Uśmiechnęła się do swoich myśli, wyobrażając sobie, jak bardzo zachwycona chłopakiem byłaby jej babcia.

Wieczorem, gdy bracia de Ayer opuścili dom przyjaciółek, Lia, June, Jennifer i ciotka Donella zabrały się za sprzątanie w kuchni i zmywanie naczyń.
Najmłodsza z kobiet była dziwnie zamyślona, a na jej ustach błądził ciepły uśmiech.
- Bardzo sympatyczny chłopak z tego Antonia, miałyście rację – odezwała się Jennifer, z rozbawieniem przyglądając córce, która właśnie próbowała wytrzeć talerz mokrą gąbką. – Tym będzie łatwiej, kochanie – dodała, podając jej suchą ścierkę kuchenną.
- Oj, dziękuję – twarz dziewczyny poróżowiała delikatnie. – Ciociu – po chwili namysłu zwróciła się do ciotki, intensywnie nad czymś myśląc. – Ty dobrze znałaś Toniego?
- Tak, był w końcu moim wychowankiem – kobieta schowała do lodówki pozostały kawałek ciasta. – A czemu pytasz?
- Czy w jego życiu stało się coś… złego? – Lia nie była do końca pewna, jak ma sformułować nurtujące ją pytanie. Wątpiła też, że uzyska satysfakcjonującą odpowiedź. Jej ciotka zawsze była niezwykle dyskretną osobą. Donella westchnęła ciężko, patrząc bezradnie na bratanicę.
- Kochanie, w życiu tego chłopaka stało się wiele złego – przyznała, składając obie dłonie. – Ale nie jestem chyba osobą, która powinna o tym opowiadać, przepraszam – dodała. – Sądzę, że sam ci opowie wszystko w odpowiednim czasie. Widziałam, jak na ciebie patrzył – uśmiechnęła się tajemniczo, biorąc od blondynki talerze i ścierkę. Lia patrzyła na nią w głębokim zamyśleniu. Na jej twarzy wykwitł jeszcze szerszy uśmiech.
- Nie idziecie się przygotować na imprezę? – Jennifer posłała porozumiewawcze spojrzenie szwagierce i starszej córce, zerkając na rozanielone oczy młodszej pociechy. Ta jak oparzona pobiegła do swojego pokoju, obiecując, że pozmywa następnego dnia.

Na imprezie zorganizowanej dla obsady „No juegues con mi alma” nie zabrakło ani jednej osoby. Wszyscy stawili się o umówionej porze na specjalnie przygotowanej sali, w której poznali się podczas pierwszego oficjalnego spotkania. Rodrigo z szerokim uśmiechem obserwował, jak tancerze i aktorzy bawią się, tańcząc, śmiejąc się i rozmawiając. Serce rosło mu z radości. Stworzyli musicalową rodzinę, o jakiej marzył. Na przyszłość sztuki patrzył z coraz większym optymizmem. Popijając powoli szklaneczkę rumu, obserwował parę aktorów, grających kluczowe role, Antonia i Consuelę. Nie spodziewał się, że uda mu się aż tak dobrze dobrać odpowiednie osoby do postaci, które miały zagrać. Między tą parą wyraźnie iskrzyło, dzięki czemu ich emocje na scenie wydawały się wiele bardziej realne. Rodrigo uśmiechnął się pod nosem, zastanawiając, co wyniknie z niektórych znajomości, zawartych podczas jego najnowszego projektu.

Cansuela poruszała się wyzywająco, ocierając ciałem o ciało chłopaka. Ze wszystkich sił starała się utrzymać kontakt wzrokowy, uwodząc Toniego tańcem i spojrzeniem. Miała nadzieję, że jej ulegnie, że zauważy, jak wielka namiętność mogłaby ich połączyć, gdyby tylko przestał się przed tym bronić. Alkohol płynący już w jej żyłach szumiał coraz mocniej w głowie, zwalniając ostatnie hamulce. Pragnęła go całą sobą. Obserwowała jego usta i ruchy doskonałego ciała. Przełknęła ślinę, zaglądając głęboko w jego oczy. Odwróciła się zgrabnym ruchem tyłem do niego, przysuwając maksymalnie blisko. Pośladkami otarła się o jego uda, kładąc prawą dłoń na jego policzku. Nie był zbudowany z kamienia, musiał jej ulec.
Antonio palce dłoni oparł na jej biodrach, oddając się prowokującemu tańcowi. Wiedział, że nie powinien się tak zachowywać, wiedział, że powinien dać jej znać, że przekracza pewne granice, których on zamierzał się trzymać. Westchnął w myślach, słuchając głosu rozsądku i odwracając ją przodem do siebie. Jeszcze raz uderzyło w niego jej piękno i zmysłowość. Nie potrafił pozostawać wobec tego obojętny, jednak nie chciał pozwolić się omamić. Czasy tego typu rozrywek miał dawno za sobą i nie chciał do nich wracać. Znad tańczącej przy nim brunetki zauważył, jak Perla, Lia i June stoją przy stoliku z napojami, śmiejąc się i rozmawiając. Poczuł dziwne ukłucie w okolicach serca, natychmiast na nowo uodparniając się na wdzięki Consueli. Nie była typem kobiety, który mógł go urzec.
Consuela podążyła za wzrokiem chłopaka, z błyskiem nienawiści w oczach spoglądając na Lię. Musiała coś zrobić, aby od nowa skupić na sobie jego uwagę.
-Duszno tu, może wyjdziemy przed salę? – zaproponowała, przybliżając usta do jego ucha. Poczuł na szyi jej ciepły oddech i jedwabistą skórę drobnego nosa, ocierającego się o jego policzek. Skinął głową, dając się poprowadzić na korytarz. Chciał wyjaśnić pewne kwestie. Męczyło go jej zachowanie.
Gdy tylko znaleźli się przed salą, brunetka przyciągnęła go pod ścianę, patrząc w jego twarz. Oczy miała zaszklone od nadmiaru alkoholu.
- Fajna zabawa, prawda? – zagadnęła, wpatrując się w jego usta. Antonio odsunął się o krok w tył.
-Prawda, ale…
-Cii – Consuela wspięła się na palce, uciszając go i kładąc palec wskazujący na jego ustach. Nim zdążył zareagować, poczuł na swoich wargach słodki smak jej pełnych ust.

Lia odstawiła szklankę z colą, wciąż śmiejąc się z dowcipu Perli. Przeprosiła towarzyszki, ruszając w stronę wyjścia z sali. Wiedziała, że nie powinna tego robić, nie powinna śledzić tego, co robił Toni. Widziała jednak w jaki sposób tańczył z Consuelą, widziała ich spojrzenia i znaczące uśmiechy, wspólne wyjście z pomieszczenia. Z narastającym niepokojem wychyliła się zza drzwi, przeczesując wzrokiem korytarz teatru.
Toni stał przy ścianie, widziała jedynie jego smukłe plecy i pożądliwe spojrzenie Consueli, stojącej krok od niego i wpatrującej się w jego oczy. Była wyraźnie spragniona jego bliskości. Serce Lii zatrzepotało niespokojnie, a ułamek sekundy później zatrzymało się zrozpaczone. Moment, w którym brunetka zaczęła namiętnie całować Antonia, zdawał się jej trwać wieczność. Poczuła palące łzy pod powiekami. Odwróciła się na pięcie i pobiegła po swoją torebkę, zawieszoną na jednym z krzeseł. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu, móc spokojnie wypłakać i wykrzyczeć swój ból. Była wściekła na samą siebie. Nie powinna się angażować w coś, co nigdy nie istniało i istnieć nie mogło. Nie powinna żyć złudną nadzieją. Od początku wiedziała, że to się tak skończy. Prawdę mówiąc, nie była nawet zaskoczona tym, co zobaczyła. Odczuwała jedynie wściekłość. Nie zrobiła nic, by być na jej miejscu.
- Co ty robisz? – poczuła na ramieniu znajomą dłoń. Odwróciła się, szybko osuszając łzy. – Co się stało? – June spojrzała na nią z troską, wyraźnie zaniepokojona.
- Nic – skłamała szybko, wbijając wzrok w czubki swoich czarnych butów, kupionych specjalnie na tę okazję. Miała nadzieję, że uda jej się w nich zwrócić uwagę Toniego. Dopiero w tym momencie dotarło do niej, jak bardzo było to głupie. Prychnęła, uśmiechając się ironicznie.
- Widzę – łagodny głos June wyrwał ją z zamyślenia.
Lia przełknęła ślinę, podnosząc wzrok na siostrę.
- Jest z Consuelą – wyjąkała szeptem, przymykając oczy i potrząsając głową, jakby chciała z niej wyrzucić wspomnienia sprzed kilku chwil.
- Proszę? – oczy June przybrały rozmiary przeciętnego spodka do herbaty. Słowa Lii nie docierały do niej, miała wrażenie, że się przesłyszała. – Toni? Z Consuelą? Co ty wygadujesz?
- Sama widziałam! Całuje się z nią na korytarzu! – dziewczyna wskazała energicznym ruchem ręki w stronę wyjścia. – Stali przy ścianie, trzymała go za koszulę,  jakby miała ją z niego ściągnąć – mówiła, próbując zatamować łzy. June objęła ją mocno, kątem oka zerkając w stronę drzwi.

- Nie – Antonio zdecydowanym ruchem odsunął od siebie zaskoczoną Consuelę. –Miałem nadzieję, że naprawdę jesteś inna, niż mówią – dodał suchym tonem.
-Ale… ale czemu? Toni, mnie na tobie zależy – szepnęła lekko bełkocząc, wpatrując się w niego. Jego twarz wydawała się wirować wraz z całym otoczeniem.
Toni spojrzał na nią, nie mając wątpliwości, że wypiła zdecydowanie za dużo. Nie potrafił jednak nie brać na poważnie jej słów. Westchnął, kładąc dłonie na jej ramionach i patrząc w jej oczy.
- Posłuchaj mnie, ja nie jestem facetem, z którym byłabyś szczęśliwa, rozumiesz?– powiedział spokojnym tonem, jakby tłumaczył coś małemu dziecku. – Nie dałbym ci tego, na co zasługujesz i co dałoby ci szczęście. Jak chcesz, odwiozę cię do domu, chyba nie powinnaś więcej pić.
-Nie – strąciła z ramion jego dłonie i spojrzała mu prosto w oczy. – Nie chcę, żebyś mnie odwoził do domu i wrócił do swojego. Chcę ciebie. I dostanę. A wiesz, czemu? Bo dawno mi tak na nikim nie zależało – odwróciła się i chwiejnym krokiem wróciła na salę, na której bawiła się reszta obsady. Alkohol coraz mocniej szumiał w jej głowie.
Antonio patrzył chwilę za nią, czując narastającą złość. Mimowolnie i całkowicie nie ze swojej winy krzywdził kolejną osobę. Modlił się, by już żadna kobieta nie zwróciła na niego uwagi. Poprawił koszulę, ruszając w stronę męskiej łazienki. Słowa Consueli nie dawały mu spokoju. Przez myśl przeszło mu, że jego życie przypomina tandetną wenezuelską telenowelę, jedną z tych, którymi niegdyś żyła siostra jego babci, ciotka Arratia z Malagi.
Odkręcił kurek z zimną wodą, podkładając dłonie pod jej strumień. Usłyszał za sobą czyjeś kroki. Spojrzał w lustro, dostrzegając w nim wpatrującą się w niego postać Niguela. Zaklął w duchu, przemywając twarz lodowatą wodą.

- Chyba nie jest tak, jak myślisz – szepnęła June, gładząc włosy siostry. – Consuela wróciła na salę. Sama. I nie wygląda na szczęśliwą. Poza tym, jeśli on  woli kogoś takiego, jak ona, to znaczy, że się pomyliłyśmy co do niego. Pomijając, że mówiłaś, że chcesz tylko jego przyjaźni. Nie ma sensu się teraz mazać i psuć sobie zabawę. Lepiej sprawdź, czy twoje podejrzenia są prawdziwe, hm? – spojrzała w błękitne oczy Lii, uśmiechając się krzepiąco. „W co on pogrywa?” zastanawiała się w duchu.
-Chyba masz rację. Nie mam prawa mieć do niego pretensji, prawda? – blondynka otarła jeszcze raz oczy, biorąc głęboki oddech. – Pójdę poprawić makijaż –dodała, uśmiechając się lekko i udając w stronę łazienki. Kątem oka obserwowała Consuelę, która sięgała właśnie po kolejnego mocnego drinka. Lia była pewna, że dziewczyna chce odreagować tym sposobem prywatne problemy. Była też przekonana, że główną ich przyczyną jest nie kto inny, jak Toni, którym obie były nieprzytomnie oczarowane. Zastanawiała się, co łączy tę parę i czy już na samym początku nie przegrała walki, której nie miała odwagi podjąć. Westchnęła cicho, zatrzymując się przy drzwiach do damskiej toalety. Z zamyślenia wyrwał ją jadowity głos Niguela, który dobiegał z sąsiedniego pomieszczenia.
-Jak to jest patrzeć codziennie w lustro i widzieć mordercę? – Lia nigdy nie sądziła, że w ludzkim głosie można zawrzeć tyle nienawiści. Przełknęła ślinę, dostrzegając przez niedomknięte drzwi sylwetkę Antonia. Wstrzymała oddech, czekając na jego odpowiedź. Chłopak milczał jednak, zaciskając posiniałe już dłonie na umywalce, stojąc tyłem do choreografa. – Jak to jest mieć czyjąś krew na rękach? – kontynuował bezlitośnie del Prade. Igranie z emocjami Toniego musiało sprawiać mu niesamowitą satysfakcję. – No co? Nie jesteś nawet w stanie podnieść oczu na lustro? Nie jesteś w stanie spojrzeć na swoje odbicie? No co? Boisz się ujrzeć mordercę? – ostatnie słowo wypowiedział szczególnie starannie, jakby każda pojedyncza głoska miała ogromny wpływ na jego życie.
-Nie jestem tobą, niczego nie muszę się bać – warknął Antonio, wciąż jednak wbijając wzrok w dno umywalki. Lia miała wrażenie, że jej serce zaraz wyskoczy z piersi. Nie miała pojęcia, o co chodzi obu mężczyznom, ale nie miała też wątpliwości, że musi to być coś wyjątkowo bolesnego i poważnego. Nikt nie nazywa drugiego człowieka mordercą z byle powodu. Zaczęła się zastanawiać, jak straszliwą tajemnicę skrywają oczy Toniego, które tak zaintrygowały ją w dniu castingu. Czyżby Niguel był jej częścią? Przez przerażenie, paraliżujące jej umysł i ciało, nie była w stanie choćby drgnąć. Stała w miejscu, wsłuchując się w rozmowę mężczyzn.
-To ty jesteś winien jej śmierci! – krzyknął Niguel, wymachując niebezpiecznie rękami i zbliżając się do blondyna. – Tylko ty! A wiesz, co o tobie mówiła? –spytał spokojniej, zachrypniętym, budzącym grozę głosem stając tuż koło chłopaka. Jego nos niemal dotykał policzka blondyna, a lodowaty oddech owionął jego twarz. – Że jesteś najwspanialszym człowiekiem, jakiego znała. Że ufa ci, jak nikomu innemu, że czuje się bezpiecznie, że…
- Zamknij się! – Antonio odepchnął od siebie choreografa jednym, sprawnym ruchem.– O tobie nigdy nie powiedziała choćby jednego ciepłego słowa. Zazdrościłeś mi, prawda? To nie ja jestem winny – dodał po krótkiej chwili ciszy, szybkim krokiem kierując się w stronę wyjścia. Zszokowana Lia odskoczyła od drzwi, udając, że szuka czegoś w torebce. Nie chciała, by chłopak zorientował się, że podsłuchiwała jego rozmowę z Niguelem. Bała się, jak mógłby zareagować. Nagle jego idealny obraz pokryła grupa szrama. Dziewczyna nie wiedziała, co myśleć. Spojrzała w jego oczy, które teraz wyrażały jedynie zagubienie i potężny ból. Czy taki człowiek mógłby być mordercą? Lia nie potrafiła w to uwierzyć.
- Toni! – nagle tuż koło niej pojawiła się June, a na jej twarzy wymalowane były troska i współczucie.
- Co się stało? – Antonio spojrzał na dziewczynę, jakby wyrwała go z głębokiego snu. Zdawał się dopiero zorientować, że nie jest sam.
- Consuela – westchnęła June, bezradnym ruchem ręki wskazując w stronę sali, w której bawiła się obsada musicalu.
- Coś się jej stało? – głos Lii stał się nienaturalnie wysoki. Dziewczyna odchrząknęła szybko, nie chcąc dać po sobie poznać, że coś jest nie w porządku.
- Przesadziła z drinkami, teraz leży na kanapie i w kółko powtarza twoje imię – starsza blondynka zwróciła się ponownie do chłopaka. On pokręcił lekko głową, przeczesując dłonią włosy.
- A mówiła, że nie pije dużo, bo ma słabą głowę – westchnął, razem z June i Lią ruszając szybkim krokiem w stronę miejsca, w którym leżała Perez. Lia poczuła się jeszcze gorzej. Przez natłok niespodziewanych emocji miała wrażenie, że ktoś bez ostrzeżenia wrzucił ją w świat, którego nie znała. Miała ogromną nadzieję, że zaraz się obudzi, a cała impreza i to, co się na niej stało, okaże się jedynie koszmarnym snem.
- No nareszcie, Quique poleciał cię szukać – Perla odetchnęła z ulgą, widząc blondyna, zbliżającego się do kanapy, na której leżała pijana Consuela. Amistades siedziała przy koleżance razem z dwiema tancerkami, Pilar i Stellą.
Antonio spojrzał na Consuelę, czując, jak dziwny żal ściska mu serce. Już bez żadnych wątpliwości mógł określić, co musiała czuć do niego ta dziewczyna. Westchnął cicho, klękając przy niej i patrząc w twarz, by określić, jak bardzo przesadziła z alkoholem. Ona spojrzała na niego nieprzytomnymi oczyma, w których dostrzegł rezygnację i smutek.
- Przepraszam – wybełkotała, unosząc lekko głowę. Chłopak uśmiechnął się do niej lekko, wstając.
- Chyba powinna wrócić do domu – stwierdził, szukając w kieszeni kluczyków do swojego motoru. – Cholera, ale przewożenie jej na motorze to nie jest dobry pomysł.
- Weź nasz samochód – zaoferowała June, sięgając po swoją torebkę. – Nie masz specjalnie wyjścia, więc nie odmawiaj – dodała, nim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować na jej propozycję.
- Pojadę z tobą, pewnie przyda ci się pomoc – słowa popłynęły z ust Lii, nim zdążyła je dobrze przemyśleć. Intuicyjnie jednak nie chciała pozwolić, by Toni został sam z pijaną Consuelą. Nie ufała jej.
-Dzięki – blondyn uśmiechnął się lekko, nachylając się nad Perez. – Dasz radę wstać? – spytał, pomagając jej usiąść. Dziewczyna skinęła głową, próbując stanąć na nogach, wciąż podpierając się na ramieniu Toniego. Nogi jednak odmówiły jej posłuszeństwa, nie chcąc utrzymać jej ciężaru. – Ok, rozumiem – westchnął, biorąc ją na ręce. Mimowolnie przypomniał sobie czasy szkoły średniej, kiedy większość wieczorów kończyła się w podobny sposób, z tą różnicą, że sam nie bywał wtedy trzeźwy.
Lia wzięła od siostry kluczyki, ruszając za blondynem. Nie mogła znieść widoku Perez, spoczywającej w jego silnych ramionach, opierającej ufnie głowę na jego klatce piersiowej. Przełknęła jednak złość i zacisnęła mocno dłoń na kluczykach, zrównując się krokiem z chłopakiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz