poniedziałek, 16 lipca 2012

Biała sukienka


Savier wyciągnął paczkę papierosów, częstując nimi niewielką grupkę tancerzy, którzy pojawili się na poniedziałkowej próbie nieco wcześniej, dzięki czemu zyskali czas na chwilę rozmowy na świeżym powietrzu.
- Dzięki – June wzięła papierosa, uśmiechając się z wdzięcznością. – Zapomniałam swoich z domu – dodała, krzywiąc się lekko i wyciągając zapalniczkę. Lia pokiwała głową z dezaprobatą.
- Przynajmniej nie zapomniałaś dresu – zaśmiała się, zerkając w stronę Antonia, któremu Savier właśnie podsuwał paczkę Marlboro.
- Dzięki, rzuciłem – Toni uśmiechnął się delikatnie. Wspomnienie wiosny sprzed dwóch lat pojawiło się w jego głowie. Błyszczące szczęściem, ciepłe oczy wpatrywały się w niego z obrazu zachowanego w pamięci. Szczery uśmiech majaczył w podświadomości chłopaka, sprawiając, że jego serce ponownie ścisnął przenikliwy ból i potężny żal. Oddałby wszystko, by tylko móc wrócić w tamto miejsce, by móc jeszcze raz poczuć szczęście i spokój, by móc jeszcze raz ofiarować swoją miłość kobiecie, na którą nie zasługiwał, a która jak nikt inny potrafiła przyjąć jego uczucie, nie zadając przy tym pytań, nie oczekując wielkich poświęceń, nie próbując go zmienić, a jedynie bezwarunkowo odwzajemniając wszystko, co jej dawał ze zdwojoną siłą.
- Podziwiam – pełen podziwu głos Saviera wyrwał go z zamyślenia. – Ja nie potrafię.
- To nie takie trudne – Antonio ponownie się uśmiechnął. – Poza tym nie zrobiłem tego dla siebie, tylko komuś obiecałem – wyznał, zaskakując tym samego siebie, wciąż jednak dokładnie zakrywając targające nim uczucia. Lia spojrzała na niego badawczo, jakby spodziewając się wyczytać z jego twarzy wszystkie tajemnice tamtych dni. Jego oczy jednak wciąż wyrażały jedynie tajemniczą pustkę, izolując go od świata zewnętrznego, tak okrutnego i nieczułego.
- Widzisz, możesz rzucić dla mnie – blondynka wyszczerzyła zęby w uśmiechu, puszczając siostrze oko.
- Przecież ci nie przeszkadza, że palę – June wypuściła z ust szarawy dym. – Ale może to i dobra metoda, żeby rzucić.
- A ja myślałem, że tancerze preferują zdrowy tryb życia – usłyszeli za plecami rozbawiony głos Rodriga, który pojawił się znikąd przed teatrem. – Garderoba już otwarta, możecie wchodzić. Aha, dziś zaczynamy od treningu na sali lustrzanej, żebyście jak najszybciej nauczyli się choreografii. Niguel da wam wycisk – dorzucił złowieszczo, puszczając im oko. – Do zobaczenia na próbie – uśmiechnął się, machając ręką i znikając w budynku.
- Nie wątpię – mruknął Antonio, mając nadzieję, że del Prade wykaże się choć odrobiną profesjonalizmu i będzie traktował go na równi z innymi tancerzami. Jednocześnie był pewien, że choreograf nie pozwoli mu spokojnie pracować, że zrobi wszystko, by go zniszczyć.
- Znasz go? – Victoro, czarnoskóry tancerz spojrzał na blondyna zaciekawiony.
- Kogo?
- Niguela del Prade.
- Znam – Toni spojrzał w stronę budynku teatru Alcázar, w którym z pewnością choreografowie przygotowywali się już do treningu z młodymi tancerzami i aktorami. Zmrużył lekko oczy, rażone zbyt silnym słonecznym światłem. Jego usta wygięły się w gorzkim uśmiechu, a oczy zaszły dziwną, nieprzeniknioną mgłą dalekiej wściekłości.
- Cześć wam, co wy tak stoicie przed teatrem? – przed dalszymi wyjaśnieniami uratowała chłopaka Perla, która zjawiła się przy grupce tancerzy z wesołym uśmiechem na twarzy.
- Przerwa na papierosa – wyjaśnił Savier, podnosząc rękę, w której trzymał papierosa na wysokość klatki piersiowej.
- Przerwa przed pracą? – Perla ze śmiechem uniosła jedną brew w geście dezaprobaty. – Swoją drogą, ciekawe, w jakim stanie wrócimy dziś do domu.
- Pewnie kiepskim – przyznała June, spodziewając się męczącej pracy przez cały dzień. – Ale może chodźmy już do środka? Już parę osób tam jest, pewnie niedługo zaczynamy.
- Brakuje jeszcze kogoś tak właściwie? – Pilar, rudowłosa tancerka rozejrzała się wokoło, jakby szukając wzrokiem reszty obsady.
- Już chyba nie – Antonio uśmiechnął się w stronę idącej ku nim szybkim krokiem brunetki. Lia podążyła za jego wzrokiem, czując ukłucie zazdrości na widok Consueli. Denerwował ją uśmiech na jego twarzy, spowodowany widokiem Perez.
- Spóźniłam się? – spytała dziewczyna, uspokajając oddech. – Samochód przyjaciółki się zepsuł i nie mogła mnie przywieźć. Chyba czas zrobić prawko.
- Albo znaleźć faceta z samochodem – zasugerował ze śmiechem Silvio, unosząc sugestywnie brwi. Consuela posłała mu mordercze spojrzenie, ściągając brwi i mrużąc oczy.
- Może chodźmy już do środka, żebyśmy wszyscy nie byli spóźnieni – odezwała się Pili, chcąc uniknąć nieprzyjemnej sytuacji.
- Chodźmy – zgodził się Antonio, rozbawiony miną Consueli. W duchu przyznał, że zdenerwowana wyglądała niezwykle uroczo. Nie mógł się też oprzeć myśli, że tego dnia wyglądała jeszcze piękniej, niż zwykle, choć z pewnością nie zmieniła niczego w swoim wyglądzie. Może to ta niewinna biel sukienki dodawała jej uroku? Skarcił się szybko w duchu, przecież obiecał sobie na nią uważać. Jego spojrzenie spotkało się ze wzrokiem Lii. W jej oczach dojrzał coś w rodzaju smutku i… zazdrości? Szybko odgonił od siebie te absurdalne myśli, przysięgając sobie, że w końcu się wyśpi i zacznie patrzeć na rzeczywistość bardziej przytomnie.

- Witam wszystkich – Rodrigo uśmiechnął się promiennie do grupy tancerzy i aktorów, którzy zebrali się już na sali, której ściany pokryte były ogromnymi lustrami. – Chciałbym ogłosić parę rzeczy, a raczej zapoznać was z moimi planami, dotyczącymi musicalu. Zapewne wiecie, że chcę to wszystko zorganizować z wielką pompą. O naszym musicalu już jest bardzo głośno. Dostałem już parę propozycji od różnych programów telewizyjnych, ale o tym później. Póki co zajmijmy się tym, co zaplanowałem. A więc tak – wziął głębszy oddech, a jego oczy błyszczały z ekscytacji. Mówiąc, gestykulował żywo i energicznie, zarażając wszystkich swoim optymizmem i zapałem do pracy. – Niedługo weźmiemy się za nakręcenie teledysku do uwertury „No juegues con mi alma” i krótkiego filmiku promocyjnego, coś jakby reklamy. Planowałem też nagranie płyty, ale doszedłem do wniosku, że wiele lepiej będzie, jeśli nie nagramy jej w studiu.
- Nie w studiu? – Nataniel spojrzał na niego zaskoczony, poprawiając swoje okulary. – To jak inaczej?
- Na żywo – Rodrigo uśmiechnął się szeroko, jakby właśnie ogłosił wspaniałą nowinę. Zgromadzeni patrzyli jednak na niego z mieszaniną zdziwienia i rozbawienia, zupełnie tak, jak patrzy się na kogoś, kto zaczyna przejawiać symptomy choroby psychicznej. – No nie patrzcie tak na mnie, chodzi mi o zapis z premiery! Nie sądzicie, że to dużo lepsze, niż studyjne nagranie? Bardziej naturalne, bardziej emocjonalne, po prostu lepsze. Nie będzie tam niczego ze sztuczności studia, kiedy każdy wers nagrywa się milion razy, nim w końcu będzie doskonały. Nasza płyta będzie w stu procentach naturalna, rozumienie, co mam na myśli? Poza tym, nie będziemy tracić czasu na ślęczenie w studiu nagraniowym. No powiedzcie coś – zachęcał, mając wrażenie, że jego pomysł nie przemawia do obsady.
- Mnie się podoba – odezwał się w końcu Antonio, przerywając zalegającą ciszę. – Ale i tak będziemy musieli nagrać uwerturę, skoro ma być zrobiony klip, prawda?
- Tak, to będziemy musieli nagrać, ale to tylko jedna piosenka. Czyli te sprawy mamy załatwione. Dalej – Cavez szukał w myślach kolejnych rzeczy, które chciał omówić. – Ach, no tak. Dostaliśmy propozycję udziału w koncercie charytatywnym na początku września. Dochód będzie przeznaczony na pomoc głodującym dzieciakom w Somalii. Zgodziłem się, bo uważam, że każdą taką akcję koniecznie trzeba wspierać. Oczywiście zrzekłem się też honorarium, myślę, że tu się wszyscy zgadzamy, że te pieniądze powinny przejść na te dzieci, prawda? – tym razem spotkał się z bardzo entuzjastycznym potwierdzenie swoich słów przez wszystkich zebranych. – Nie wiadomo jeszcze, czy koncert odbędzie się w Madrycie, czy w Walencji, organizatorzy mają jeszcze jakieś tam sprawy do ustalenia. Aha, niedługo też będziemy mieć sesję zdjęciową i wywiad dla gazety. A teraz przejdźmy do dzisiejszej próby. Zaczniemy od nauki choreografii, potem przejdziemy na scenę i będziemy ćwiczyć, oczywiście ze scenariuszem, poszczególne sceny. Zaczniemy od tych, moim zdaniem, najtrudniejszych. Wszyscy wszystko wiedzą, czy mam coś powtórzyć, albo wyjaśnić? Wszystko jasne? To świetnie – uśmiechnął się, ukazując wszystkie zęby, gdy nikt nie zgłosił żadnych wątpliwości. – W takim razie zostawiam was pod opieką Niguela i Severa.
- Bez zbędnych wstępów, rozgrzewka – szorstki głos Niguela, tak bardzo kontrastujący z przyjaznym tonem Rodriga, uderzył w uszy tancerzy niczym grzmot w słoneczny dzień. Wstali jednak posłusznie, wykonując ćwiczenia pokazywane przez choreografa.
- Zaczniemy od układu do uwertury, będzie wam najszybciej potrzebny – kontynuował del Prade, uznając rozgrzewkę za zakończoną. – Nim pokażemy wam kroki, ustawię was. De Ayer – nazwisko Antonia mężczyzna wypowiedział z nieukrywaną pogardą. Jego spojrzenie, rzucone niechętnie w stronę blondyna kipiało nienawiścią. Chłopak spojrzał na niego spokojnie, zupełnie obojętnie. – Chodź bliżej, tańczysz na środku pierwszego rzędu. Swoją drogą, nie mam pojęcia, jak takie beztalencie dostało główną rolę – dodał, kiwając powątpiewająco głową. Toni wzruszył jedynie ramionami, jakby choreograf mówił o kimś zupełnie innym. – Consuela, stań po jego lewej stronie, ze dwa kroki za nim – głos Niguela nagle stał się łagodniejszy, wściekłość niemal całkowicie z niego zniknęła, pozostała jedynie gorycz. – Perla, ty po prawej stronie, też troszkę dalej. Doskonale – uśmiechnął się nieznacznie, ustawiając resztę tancerzy i przechodząc do nauczania układu choreograficznego.
Kroki nie były łatwe. Antonio był jednym z niewielu, którzy bez większych problemów potrafili szybko je przyswoić, mimo to, Niguel ciągle znajdował sobie pretekst, aby mu dogryźć, aby spróbować go ośmieszyć. Chłopak zdawał się być głuchym na jego słowa. Ignorował je i wciąż zachowywał spokój, jeszcze bardziej rozsierdzając choreografa. Cała sytuacja rozpraszała resztę obsady, której członkowie głowili się, dlaczego del Prade jest tak nieprzyjemny dla, bądź co bądź, jednego z najlepszych tancerzy, biorących udział w musicalu.

Pobudzający zapach kawy roznosił się leniwie po kuchni, pomagając myślom odnaleźć swoje miejsce w głowie dziewczyny, biorącej głęboki oddech. Delikatny uśmiech rozjaśnił jej zaspaną jeszcze twarz, a przymknięte oczy chroniły ją przed zbyt ostrym dla jej źrenic światłem, wdzierającym się do pomieszczenia przez odsłonięte okno. Pierwszy łyk niemal czarnego napoju przywrócił jasność umysłu, drugi ostatecznie wyrwał Margę z uśpienia. Otworzyła oczy, omiatając nimi pomieszczenie. Antonio wyszedł już do teatru, nie wiedziała, kiedy. Uśmiechnęła się z czułością, widząc stojący na blacie kuchennego stołu talerz z ułożonymi na nim cornettami, które blondyn kupił rano w piekarni dla swoich przyjaciół. Dołączył do nich małą karteczkę z napisem „Smacznego” i uśmiechem, złożonym z dwukropka i nawiasu.
- Toni już wyszedł? – usłyszała za plecami zaspany głos przyjaciółki. Vane stała w progu w dwa numery za dużej białej koszulce, nie sięgającej nawet połowy jej smukłych ud. Rozczochrane włosy przysłaniały cześć jej twarzy, noszącej jeszcze ślady snu.
- Najwyraźniej, ale nie pytaj, o której – zaśmiała się blondynka, podsuwając przyjaciółce pod nos filiżankę mocnej kawy. – Był już nawet w piekarni, zostawił nam śniadanie.
- Uroczy – Vane uśmiechnęła się ciepło, siadając przy kuchennym stole, sięgając po rogala i gryząc go z rozkoszą. – Ciekawe, czy sam zjadł chociaż kawałek.
- Mam nadzieję, chyba już nie chce więcej problemów ze zdrowiem – westchnęła Marga, przysiadając się do stołu. – Pedro śpi?
- Chyba tak. Odgrażał się, że o szóstej pójdzie pobiegać, ale chyba zaspał – szatynka zaśmiała się, biorąc łyk kawy i mrucząc z przyjemnością. – Swoją drogą, kto by pomyślał, że Toni się wyrwie z ulicy i trafi do musicalu samego Rodriga Caveza?
Marga zamyśliła się, patrząc w jakiś punkt na ścianie. Przypomniała sobie chwile spędzone w Walencji. Czasy, kiedy wielkie marzenia wydawały się tak odległe, momenty, kiedy świat chwiał się i zawalał, podstawiając grupie przyjaciół kolejne kłody pod nogi. Nie mieli prawie żadnego wsparcia, jedynie siebie nawzajem. Obiecali sobie, że spełnią swoje marzenia, że osiągną cele.
- Zawsze potrafił walczyć o swoje – odezwała się w końcu, odstawiając kawę. – Nie miałam wątpliwości, że mu się uda.
- Ja też. Żadne z nas nie miało. Ale że zacznie od czegoś takiego – Vane uśmiechnęła się do swoich myśli, wyobrażając sobie Antonia na wielkiej teatralnej scenie, oświetlonego światłami reflektorów, uśmiechającego się do błysków fleszy. Pokręciła głową, jakby chciała wyrzucić z niej te obrazy. Nie był taki. Nie szukał sławy. Chciał się spełnić jako artysta, nie jako gwiazda.
- Sama popatrz – z zamyślenia wyrwał ją głos Margi. – Wszystko się zmieniło. Ty, Laura i Pedro studiujecie na swoich wymarzonych kierunkach, Fran wreszcie otworzył swój klub, nam wszystkim praca w szkole tańca idzie nam świetnie, ojciec Laury poszedł na odwyk. Toni pracuje w musicalu. Jeszcze rok temu byśmy w to wszystko nie uwierzyli.
- Ale nadal nie piszesz – zauważyła Vane, przyglądając się jej uważnie. Marga uciekła wzrokiem. – Obiecałaś – dodała z błyskiem w oku.
- Pewnie nikt o tym nie pamięta – rzuciła blondynka z nikłym uśmiechem.
- Wierzysz w to? Obiecałaś, że jeśli Toni zagra w teatrze, a Fran otworzy klub, ty napiszesz książkę. Wszyscy walczyliśmy o swoje marzenia, została tylko twoja książka.
- Nie bardzo mam na nią pomysł – przyznała Marga po chwili milczenia. – Ty zawsze wiesz, co namalować, Pedro wiecznie ma genialne pomysły na zdjęcia, Toni na choreografię i muzykę, Fran na swój klub i jego klimat, na bieżące imprezy, Laura nigdy nie ma problemu z dogadaniem się z dziećmi, a ja? Ja nie mam nawet głupiego zarysu, o czym mogłabym pisać – zakończyła sfrustrowana. Od dawna zastanawiała się, czego mogłoby dotyczyć jej pierwsze dzieło. Miała mnóstwo pomysłów każdego dnia, jednak żaden nie wydawał się wystarczająco dobry. Jedne uważała za infantylne, inne za oklepane, kolejne za zwyczajnie głupie. Kiedy jakaś historia zaczęła układać się w jej głowie, nagle pojawiała się blokada, coś, co nie pozwalało jej dopracować tego, nad czym tak długo myślała. Była coraz bardziej sfrustrowana, a widmo spełnienia literackiego marzenia było coraz bardziej odległe i nierealne. Coraz bardziej w siebie wątpiła, nie mogąc uwierzyć, że ktoś, kto ma talent, może nie mieć choćby jednego trafionego pomysłu.
- Może za bardzo się starasz wymyślić coś niezwykłego? – głos Vane złagodniał, parzyła na przyjaciółkę z wyrozumiałością godną starszej siostry. – Pamiętasz, jak zawsze potrafiliśmy ze zwyczajnych rzeczy zrobić coś niepowtarzalnego? Dlaczego nie zrobisz tego w swojej książce? Czasem nie trzeba stwarzać nowego świata, żeby pokazać go inaczej.
Marga spojrzała na nią uważnie, intensywnie nad czymś myśląc. Dla niej i piątki jej przyjaciół faktycznie nie istniało coś takiego, jak „szarość życia codziennego”. Mimo wszelkich przeciwności, potrafili dostrzec we wszystkim coś niezwykłego, niecodziennego. Na ustach dziewczyny powoli pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Temat jej książki nagle stał się zupełnie oczywisty.
- Dziękuję – z wdzięcznością i błyskiem w oczach spojrzała na Vane, która objęła ją mocno. Po krótkiej chwili poczuły na sobie uścisk silnych, męskich ramion.
- Pedro! – wydusiła Vane ze śmiechem, próbując uwolnić się z jego mocnego uścisku. – Zmiażdżysz nas!

Rodrigo od dłuższej chwili stał niezauważony w drzwiach sali, w której obsada jego musicalu uczyła się choreografii do uwertury. Obserwował ruchy każdego z osobna, chcąc mieć lepszy obraz ich umiejętności. Nie miał wątpliwości, że doskonale dobrał poszczególne osoby do granych przez nie ról. Odnosił wrażenie, że każdy z aktorów ma w sobie cząstkę postaci, w którą ma się wcielić. Przyglądał się wspólnemu tańcowi Antonia i Consueli. Uśmiechnął się pod nosem, widząc, jak doskonale wyrażają emocje i uczucia, mające łączyć Aliria i Olaię. Pożądanie i namiętność emanowały z ich doskonale współgrających ciał i przeciągłych spojrzeń. Kiedy miejsce Consueli zajęła Perla, Toni stał się wiele łagodniejszy, a w kolejne ruchy oboje wkładali jak najwięcej ciepła i romantyzmu. Drugą twarz Aliria i stosunek Etrelli do niego pokazali równie doskonale.
- Przepraszam – magia musicalowego świata prysła chwilę później, kiedy Perla pogubiła się w krokach.
- Jego wina, źle cię chwycił przy poprzednim ruchu – mruknął Niguel. Rodrigo przyjrzał mu się uważniej. W ciągu zaledwie kilku minut, które spędził stojąc w drzwiach sali, zdążył usłyszeć z ust del Prade kilka obraźliwych zdań, skierowanych do Antonia, oraz parę niewybrednych aluzji do chłopaka. Był tym bardzo zaskoczony, znał Niguela z zupełnie innej strony. Podziwiał za to spokój blondyna. Sam już dawno opuściłby trening, albo rzucił się na choreografa.
- Nie, ja tylko… - zaskoczona Perla starała się usprawiedliwić siebie i partnera. Była pewna własnego błędu.
- Nie broń go – rzucił dość ostro del Prade, wyłączając muzykę. – Sam się słowem nie odezwie, żeby się bronić, więc ty nie musisz go wyręczać. Może ma za mało godności, żeby można było go obrazić – mruknął do siebie, uśmiechając się ironicznie. Przez zalegającą na sali ciszę, jego głos zabrzmiał wystarczająco donośnie, by każdy członek obsady usłyszał wyraźnie jego słowa.
- Są osoby, które zwyczajnie nie są w stanie mnie obrazić – rzucił niedbale Antonio, bez cienia zgryźliwości. Reszta tancerzy spojrzała na niego zaskoczona, ledwie powstrzymując wybuch śmiechu. Niguel posiniał na twarzy, mrużąc oczy i tamując wybuch wściekłości.
- No proszę, ktoś tu odzyskał głos – głos choreografa przesiąknięty był jadem. – Wcześniej zabrakło odwagi?
- Nie, po prostu stosuję w życiu pewną mądrą zasadę: nigdy nie kłóć się z głupcem, bo ludzie mogą nie zauważyć różnicy. Wybacz, ale nie chcę być mylony z kimś takim, jak ty – blondyn nadal był spokojny, jego głos nie zdradzał żadnych, nawet najmniejszych emocji. Nikt nie mógł poznać po nim tego, co działo się w jego wnętrzu, rozdygotanym ze wściekłości do granic możliwości. Gdyby tylko mógł, rzuciłby się na Niguela i okładał go pięściami do momentu, kiedy ten straciłby przytomność. Nie mógł znieść jego obecności, nie mówiąc już o pogardliwych i oskarżycielskich spojrzeniach, o wszystkich aluzjach i jawnym obrażaniu go. Zaciskał zęby i ze wszystkich sił starał się odciąć od tego, co się działo, zamknąć w świecie tańca i zapomnieć o tym, kto układał wykonywane przez niego kroki. Wiele kosztowało go zachowanie spokoju. Jednak satysfakcja, jaką zyskał dzięki temu, była warta każdego poświęcenia. Wyraz twarzy Niguela, jego spojrzenie rozwścieczonego i bezradnego dziecka były bezcenne. Tym razem był górą, jednak poczucie winy nie opuszczało go. Natrętna myśl, czy miał prawo mieć pretensje do choreografa, nie dawała mu spokoju.
Tym razem mało komu udało się powstrzymać przed śmiechem. Tłumiony chichot wypełnił salę, a Niguel zrozumiał, że tym sposobem nie wygra z blondynem. Poczuł się upokorzony jak nigdy w życiu. Świadomość, że sam doprowadził do takiej sytuacji, potęgowała jedynie jego nienawiść. Przecież wiedział, że to bezczelny i zarozumiały gnojek, jak od dawna zwykł go nazywać.
Rodrigo wszedł na salę, chcąc powstrzymać dalszą wymianę zdań między Niguelem, a Antoniem. Wszystkie oczy skierowane były teraz na niego.
- Chwila przerwy moi drodzy – uśmiechnął się przyjaźnie, jakby zupełnie nic się nie stało. – Za pół godziny spotykamy się na scenie, żeby rozpocząć próby ze scenariuszem – odczekał, aż wszyscy opuszczą salę, zatrzymując Niguela. Musiał z nim poważnie porozmawiać.

- Aleś go załatwił! – Victoro nie mógł ukryć swojego zachwytu postawą Toniego.
- Wcale nie jest mi od tego lepiej – mruknął blondyn, razem z resztą obsady rozsiadając się w garderobie. Lia spojrzała na niego ze współczuciem.
- Dajcie mu spokój – odezwał się Savier, nim kolejna osoba zdążyła się odezwać. Enrique zamknął usta i oparł plecy o ścianę, nie chcąc się narazić. Antonio spojrzał na Saviera z wdzięcznością.
- Toni – Perla skierowała na niego swoje ciepłe, wesołe oczy. Wszyscy mieli wrażenie, że uśmiech nigdy nie schodzi z jej szczupłej, delikatnej twarzy. – Powiedz mi, czy ty jesteś z Walencji?
- Tak – odpowiedział chłopak powoli, patrząc na nią uważnie. Czyżby znalazła się w teatrze druga osoba, która go znała?
- A pamiętasz taką niewielką lodziarnię, bardzo blisko plaży na Calle del Rio Tajo? Niedaleko hotelu Malva Rosa.
- Najlepsza w Walen… - Antonio urwał wpół słowa, przyglądając się dziewczynie, na której twarzy pojawił się uśmiech szerszy, niż zwykle. – O cholera, dziewczynka z okna – zaśmiał się serdecznie, wspominając dwie dziewczynki, które zawsze wyglądały przez okno mieszkania znajdującego się nad lodziarnią, kiedy razem z Mili szedł na lody.
- I ta z aparatem na zębach, co składała ci nadgarstek po międzyszkolnym turnieju koszykówki – chrząknęła znacząco, spoglądając na jego prawą rękę. – Ale tego pewnie nie pamiętasz – zaśmiała się.
- Pamiętam, moja ręka zawdzięcza ci życie – puścił jej oko, przybierając teatralny i nonszalancki ton, oraz wracając myślami do tamtego turnieju. Jego drużyna wygrała finałowy mecz, jednak nie bez trudności. Sam wygraną okupił skręconym nadgarstkiem, po brawurowej akcji, którą zakończył efektownym trafieniem do kosza, ale też upadkiem i drobną kontuzją.
- Chodziłeś do tej szkoły tańca, w której uczył del Prade, prawda? – spytała niepewnie, nie chcąc go zdenerwować. W odpowiedzi kiwnął twierdząco głową. – Dziwny gość. Z tego, co pamiętam, byłeś jednym z tych, których cenił najbardziej. Pamiętam, jak rozmawiał z moim trenerem na turnieju w…
- Koniec przerwy – wypowiedź dziewczyny przerwał Rodrigo, który po zakończonej rozmowie z choreografem postanowił zwołać już całą obsadę i nie marnować czasu. Antonio przyjął to z wdzięcznością. Nie chciał dalej rozmawiać o swoich stosunkach z Niguelem. Ulgę przyniosła mu jednak świadomość, że Perla nie miała pojęcia o tym, co ich poróżniło. Chciał to utrzymać w tajemnicy, możliwie jak najdłużej. Rany był zbyt świeże, by narażać je na ponowne rozdrapywanie.
- Tak jak mówiłem, zaczniemy od tego, co według mnie jest najtrudniejsze dla aktorów – głos Rodriga wyrwał go z ponurych myśli. Razem z pozostałymi członkami obsady stał na scenie Teatro Alcázar, czekając na polecenia reżysera. – Antonio i Consuela, wyjdźcie na środek – mężczyzna posłał obojgu jeden ze swych promiennych uśmiechów, przywodzących na myśl ulubionego wujka z czasów dzieciństwa. – Macie swoje scenariusze? Świetnie. Teraz interesuje nas scena, kiedy Alirio zadomawia się już w Madrycie i poznaje piękną Olaię. Tam jest piosenka, do której układ kończycie w jakiś sposób, nie pamiętam jaki, choć Severo mi to tłumaczył – mruknął trochę ciszej, przybierając niewinną minę – w każdym razie w jakiś sposób się obejmując. Stańcie twarzą do siebie i bokiem do widowni, dokładnie tak. Bliżej siebie. Świetnie. W tej scenie Alirio pierwszy raz całuje Olaię. Pocałunek nie kończy się niewinnie – Antonio dopiero teraz dostrzegł mebel stojący parę metrów od niego. Teraz dokładnie skojarzył scenę, którą mieli zagrać. Pedro czytał ją na głos kilkanaście razy, zazdroszcząc przyjacielowi tak przyjemnej, jego zdaniem, pracy. – Ale na pewno wszyscy to już czytaliście – Rodrigo uśmiechnął się szerzej, ukazując wszystkie swoje równe zęby. – Wiem, że takie sceny są najbardziej krępujące i najciężej je zagrać, dlatego postanowiłem zacząć właśnie od tego. Możemy zaczynać? Świetnie. Alirio i Olaia chwilę patrzą sobie w oczy – mężczyzna instruował każde posunięcie dwójki aktorów. Consuela słuchała go, jednak miała wrażenie, że Rodrigo jest gdzieś bardzo daleko, gdzieś w innej rzeczywistości. Przed sobą widziała jedynie czekoladowe tęczówki Antonia, wpatrzone w jej oczy ze wspaniale udawanym pożądaniem. Sama nie musiała się bardzo wysilać, aby wejść w swoją rolę. Kiedy poczuła na swoich ustach jego wargi, mimowolnie przymknęła oczy, rozkoszując się tą chwilą. W odgrywanej scenie zauważyła swoją szansę. W pocałunek włożyła całe swoje serce. – Alirio, nie przerywając pocałunku, ciągnie Olaię w stronę łóżka – usłyszała komentarz Rodriga, poddając się dłoniom Antonia, który przytomniej, niż ona, wykonywał polecenia. – Olaia ściąga jego koszulkę – bez zastanowienia położyła obie dłonie na jego biodrach, powoli przesuwając je w górę i, wciąż dotykając jego tak doskonałego ciała, ściągając zbędny kawałek materiału. – I pcha go na łóżko – uśmiechnęła się do siebie, napierając dłońmi na jego umięśnioną klatkę piersiową. Chłopak wylądował na łóżku, a ona, zgodnie ze scenariuszem, usiadła na nim okrakiem. – Wspaniale. Światła nad wami gasną, wchodzą tancerze. Możemy to przećwiczyć jeszcze raz?
Consuela wróciła na miejsce, w którym mieli od nowa rozpocząć ćwiczoną scenę. Miała ochotę powtarzać ją w nieskończoność. Ponownie poczuła smak jego ust, wkładając w pocałunek całą siebie. Ponownie jednak napotkała jedynie dziwną blokadę z jego strony. Zimny profesjonalizm nie pozwalał mu na utratę głowy. Zastanawiała się, czym jest to spowodowane. Czy to tylko profesjonalizm, czy może coś innego. Może kogoś miał, a może zwyczajnie go nie pociągała?
Lia patrzyła na nich próbując opanować targające nią uczucia. Wiedziała, że będzie musiała znosić podobne widoki codziennie, jednak dopiero w tym momencie przekonała się, jak będzie to trudne. Nie mogła znieść widoku Antonia w ramionach Consueli, nawet, jeśli była to wyłącznie gra.
- Jesteście wspaniali – zachwycony Rodrigo przywołał do siebie Consuelę. – Toni, zostań na środku. Nim wrócimy do tej sceny i przećwiczymy tę z Perlą, chciałbym, abyście ty i twoi musicalowi rodzice przećwiczyli scenę kłótni.

Próba zakończyła się wieczorem, gdy Rodrigo zrealizował wszystkie zaplanowane przez siebie punkty. Aktorzy i tancerze wyszli z teatru wykończeni, ale szczęśliwi. Wszyscy, nie licząc Niguela, doskonale się rozumieli i przyszłość musicalu widzieli w różowych barwach. Wiedzieli, że jeśli tylko nadal będą wkładać w pracę tyle samo wysiłku, zaowocuje to sztuką, jakiej jeszcze w żadnym teatrze w Hiszpanii nie wystawiano. Z drugiej strony bali się, że jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, będzie to największa porażka w historii.
Consuela wybiegła przed teatr, chcąc dogonić Antonia. Chłopak wyszedł przed nią, nim zdążyła poprosić go o podwiezienie do domu. Rozejrzała się gorączkowo wokół siebie, poprawiając opadające ramiączko swojej białej sukienki. Odetchnęła z ulgą, gdy zauważyła jego szczupłą postać na parkingu, niedaleko jego czarnego motoru. Już otwierała usta, by go zawołać, kiedy tuż przy nim pojawiły się Lia, June i Savier, oraz trzy nieznane jej osoby – dwie kobiety i mężczyzna, mniej więcej w wieku Toniego. Jej serce zadrżało, gdy zobaczyła, jak blondyn przerzuca sobie roześmianą Lię przez ramię i sadza ją na swój motor. June z Savierem, oraz trójka nieznajomych wsiedli do samochodu zaparkowanego tuż obok. Oba pojazdy odjechały w tym samym kierunku. Ostatnią rzeczą, jaką zauważyła Consuela, były ramiona Lii, oplatające ciało Antonia i jej twarz, oparta na jego plecach.
Przymknęła oczy, próbując się opanować i wytłumaczyć samej sobie, że to nic nie znaczy, że przecież są tylko bliskimi znajomymi. Na takim motorze nie da się inaczej siedzieć, musiała go obejmować w ten sposób.
Zła na siebie ruszyła w stronę swojego osiedla. Powinna wiedzieć, że nie ma co liczyć na uwagę kogoś takiego. Powinna zauważyć, jak wiele czasu spędzał z Lią, June i Savierem. Zwłaszcza z Lią. Dopiero teraz dotarło do niej, że to na widok blondynki jego twarz rozjaśniał uśmiech, że z nią rozmawiał najswobodniej, że to z nią się przekomarzał i wygłupiał. „Nie tylko z nią” odezwał się jakiś głosik w jej głowie. „Podobnie zachowuje się przy June, Savierze i Enrique” tłumaczyła sobie. „Minęło kilka dni, nie mogło go z nią nic połączyć” stwierdziła stanowczo w myślach, czując łzę pod powieką. Nie powinna ulegać jego urokowi. Już wystarczająco wielu mężczyzn ją skrzywdziło. Miała nie pozwolić, by kolejny zrobił to samo.
Kiedy dotarła do domu, Olivia, zgodnie z obietnicą, gdzieś zniknęła. Consuela usiadła na kanapie w salonie, rozmyślając nad własną głupotą i naiwnością. We własnych oczach była śmieszna. Znała go parę dni, nie wiedziała, co i z kim go łączy. Może znał Lię już wcześniej? Pokręciła szybko głową, chcąc pozbyć się tych myśli. Miała nadzieję, że spotka kogoś, kto będzie inny, niż ci, których znała do tej pory. W Tonim odnalazła wszystko, czego szukała w mężczyźnie. A może tylko to sobie wmówiła? Może sama wykreowała jego doskonały obraz, opierając się tylko na kilku jego gestach, słowach? Może w rzeczywistości był zupełnie inny, niż się jej wydawał? Może nie było w nim nic z ideału, jaki chciała z niego uczynić? Czy mogła winić się za próbę odnalezienia szczęścia i zrozumienia? Uśmiechnęła się krzywo. To zwykła naiwność.
Nie zauważyła, kiedy Olivia weszła do mieszkania, starając się zachowywać najciszej, jak potrafiła. Jej przyjaciółka zerknęła zaskoczona w stronę wejścia do salonu, w którym paliło się słabe światło małej lampki. W mieszkaniu było cicho, w przedpokoju nie zauważyła męskich butów. Zdziwiona ruszył w stronę oświetlonego pomieszczenia.
Znalazła Consuelę śpiącą na kanapie w pomiętej, białej sukience, z makijażem rozmazanym łzami. Westchnęła cicho, wyjmując z szafy kremowy koc i nakrywając nim przyjaciółkę. Usiadła obok niej i pogładziła jej włosy, zastanawiając się, co takiego się stało. Ponownie straciła nadzieję na szczęśliwy związek dla Consueli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz